Źródła tak określają zazwyczaj dzisiejszą ulicę Zawale między ulicą Warszawską i Św. Leonarda, rzadziej tym mianem obejmują także dzisiejszą ulicę Długą (Zawalnia, Zawalna). Być może czasem nazywano ulicę Wolicą, na której można było kupować towary zanim one trafiły na rynek. Z pewnością natomiast droga ta służyła do pędzenia wołów i wieprzów przez kupców trudniących się takim handlem między Podolem i Wołyniem a Krakowem i Śląskiem. Jak się zdaje jakieś zabudowania znajdowały się raczej po lewej stronie ulicy (idąc w kierunku miasta), bez specjalnego układu i stąd rada miejska ma problemy z porządkowaniem drogi zajmowanej pod ogrody mieszczańskie. Podobne sytuacje zdarzały się także na właściwym Zawalu, gdzie także rajcy nakazywali likwidację płotów zbyt daleko przesuniętych w ulicę. Pełna zabudowa ulicy została osiągnięta w drugiej połowie XIX w. To tutaj jeszcze w 1938 r. można było wydzielić dużą działkę dla spółdzielni stolarzy i tu działała słynna CPLiA, dając pracę sporej grupie ludzi. Dzisiaj od ulicy Długiej bierze początek ulica Leśna z ulicą Goszczyńskiego, a zwłaszcza ulica Szkolna, przy której powstał duży kompleks nowoczesnych budynków, dla szkoły podstawowej im. Św. Jana Kantego w 1997 r. i dla gimnazjum im. Św. Kingi w 2001 r. wraz z salą gimnastyczną i boiskami Orlika. Ten kompleks boisk, ogólnie dostępny, oddany do użytku w 2009 r stwarza dobre warunki dla rozwoju sportu w mieście, zwłaszcza ważny jest dla młodzieży.
Dzieje szkolnictwa w Wojniczu sięgają XIV w. i stąd w holu szkolnym umieszczono w 2006 r. tablicę upamiętniającą jej początki. O poziomie szkoły świadczy to, że od tamtych czasów funkcjonuje ona nieprzerwanie, mimo wielu trudnych momentów, rozwija się stale, choć długo był tu tylko jeden nauczyciel, zazwyczaj po studiach uniwersyteckich, ale do pomocy miał kantora i organistę. Tego rodzaju organizacja szkoły miejskiej w ówczesnych obyczajach była optymalna.
Po rozwiązaniu kapituły szkołę przeniesiono na Kustodię. Zbiegło się to z wprowadzaniem reformy systemu edukacji w Galicji. W oparciu o regulamin szkolnictwa szkołę wojnicką w 1798 r. przekształcono w trywialną (trivium – zakres nauczania) i oddano we władanie miasta. Ponieważ obowiązek szkolny rozciągnięto na wszystkich chłopców w wieku 5 – 12 lat, dzieci musiały pokonywać codziennie po błocie – jak piszą mieszczanie – drogę z domu do szkoły. W tej sytuacji miasto postanowiło zakupić własny dom, bliżej domostw rodzicielskich ale władze cyrkularne nie wyraziły zgody na zakup i odtąd aż po 1870 r. szkoła tułała się po wydzierżawianych izbach. Jednocześnie mieszczanie starali się o nadanie szkole wyższego statusu, szkoły normalnej i stąd już w 1801 r. podwoili uposażenie nauczyciela, oczekując od swojego „profesora” wydajniejszej pracy. Sprawę rozwiązał nowy regulamin szkolny z 1805 r., który szkoły miejskie przekształcał w normalne (ludowe). Kolejne zmiany przyniosło uzyskanie autonomii przez Galicję, niezależnie od zmiany systemu edukacyjnego, które prowadząc do wydłużenia czasu nauki, w konsekwencji powiększały personel, ale także wymagały nowych rozwiązań lokalowych. Stąd powstałą w 1848 r. niedzielną szkołę dla rękodzielników, zamieniono na wieczorową a w 1870 r. oddano do użytku nowy budynek szkolny, zbudowany z inicjatywy ówczesnego burmistrza Wincentego Krzemińskiego. W 1913 r. oddano do użytku jeszcze jeden budynek i równocześnie wydzielono szkołę żeńską. W 1926 r. obie szkoły połączono w jedną, rozbudowując jednak jej program nauczania do siedmiu lat. Kolejna reorganizacja nastąpiła po drugiej wojnie światowej, kiedy w 1945 r. powstała druga równoległa szkoła, co zadecydowało o oddaniu kamienicy Findrówki do jej dyspozycji. Stan taki trwał do 1973 r. Obie próby prowadzenia dwóch niezależnych szkół nie trwały długo i kończyły się tworzeniem jednolitego organizmu. W 1976 r. dobudowano do szkoły pawilon, który na jakiś czas rozwiązał narastające potrzeby lokalowe.
Również ta szkoła, poszukująca miejsca w rozwijających się nowych formach cywilizacyjnych, dobrze służyła wojniczanom. Jeśli w 1837 r. do szkoły uczęszczało 80 uczniów, to już w 1863 r. było ich 199 a w roku następnym 180. W niedzielnej szkole rzemieślniczej w 1851 r. uczyło się 25 uczniów, ale w 1867 r. już 50. Dowodzi to rosnącego zainteresowania edukacją. W drugiej połowie XIX w. niemal z każdego domu rzemieślnika wychodzili młodzi ludzie, żądni poznania świata i pełni ambicji.. Zdolnych uczniów gimnazjów, pochodzących z Wojnicza, wspierało stypendium ustanowione przez ks. Błażeja Gwiazdonia proboszcza wojnickiego w 1885 r., zatwierdzone przez władze w 1895 r. Dzisiaj do przedszkola uczęszcza 109 uczniów, do szkoły podstawowej 586, do gimnazjum 318, a do liceum 535. Ten bilans wielowiekowy to świetna legitymacja szkół wojnickich.
*
Opuszczamy kompleks szkolny, by udać się na skrzyżowanie ulic Warszawskiej z Długą i Zawalem. To tutaj kiedyś funkcjonowała Brama Żabnieńska, dziś placyk oczekujący uporządkowania. Współczesna ulica Warszawska w źródłach zawsze jest nazywana gościniec nowomiejski, radłowski, droga królewska, gościniec lub droga warszawska. To wskazuje, że przynajmniej do końca XVIII w. nie była zabudowana, co znajduje potwierdzenie w obecnej sytuacji, a zwłaszcza w braku śladów wymiaru działek. Notuje się tylko ogrody i folwarki, czyli zabudowę ze stodołą, czasem spichlerzem. Istotnie była to droga prowadząca do rozległych pastwisk miejskich i skotnika (pasterni), czyli wspólnych pomieszczeń dla hodowli trzody. Co więcej były tu bagna tak rozległe, że mógł się w nich utopić człowiek wraz z koniem (taki przypadek został w księgach miejskich opisany). Stąd tutaj także umieszczono miejską szubienicę.
W 1782 r. w trakcie przebudowy traktu Kraków – Lwów zniwelowano wzniesienie zwane Ostra Górka (Ostrogórze), używając pozyskany w ten sposób materiał do przebudowy ulicy Tarnowskiej. W tym czasie pojawiły się tutaj już pierwsze domy. W 1784 r. nieopodal gościńca założono nowy cmentarz, poza terenem zagospodarowanym pod domostwa. Dzisiaj ów cmentarz, funkcjonujący tutaj co najmniej do 1850 r., upamiętnia wzniesiony w 1993 r. krzyż.
W XIX w. zaczęto tu prowadzić normalne osadnictwo a miasto wyraźnie zmierzało już wówczas do tworzenia enklawy gospodarczej (np. rzeźnia miejska), dysponując tutaj rozległymi terenami. W czasie okupacji Niemcy założyli tutaj obóz pracy (VII 1944 – I 1945), gdzie w barakach więziono z okolicznych wsi ludzi, używanych do budowy systemu obronnego Dunajca. Po wojnie dzięki zabiegom Władysława Setlaka i Stanisława Migonia wydzielono teren, na którym powstał stadion LZS Olimpia z pełno wymiarowym boiskiem do piłki nożnej. Dopiero po wojnie sport uzyskał trwalsze podstawy, zwłaszcza w zrzeszeniu Ludowych Związków Sportowych, przekształconych dzisiaj w Ludowe Kluby Sportowe. Posiada zespół piłki nożnej, biorący udział w ligowych rozgrywkach regionalnych, dla seniorów i juniorów, trampkarzy itp.
W 1949 r. powstała w Wojniczu Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna „Zorza” nie tylko dlatego, że w takich spółdzielniach próbowano zorganizować polskie rolnictwo, ale także w zamiarach urzędników brzeskiego starostwa miał to być sposób na pogrzebanie miejskich tradycji mieszkańców. Spółdzielnia szybko narobiła wiele długów i upadła, ale pozostały po niej narzędzia i mniej lub bardziej trwałe zabudowania, znów założone na dawnym pastwisku miejskim. Na ich bazie zaczęły powstawać małe przedsiębiorstwa, głównie administrowane przez zorganizowaną w 1946 r. Gminną Spółdzielnię „Samopomoc Chłopska”, która w mieście przejęła handel i urządzenia pomocowe. W miejsce spółdzielni rolniczej zorganizowano Międzykółkową Bazę Maszynową, w 1974 r. przekształconą w Spółdzielnię Kółek Rolniczych. Dzisiaj działają tu prywatne przedsiębiorstwa, jak Florpak, znany eksporter grochu Jaśka na rynki zagraniczne, czy Meat Company, drukarnia Stif, stacja benzynowa itp. Towarzyszyła tym inwestycjom rozbudowa domów mieszkalnych i w ten sposób ulica Warszawska stała się jedną z głównych ulic miasta. Obok niej wyrosły dwie nowe ulice, Nowa i Krótka. Tutaj także przy ulicy Nowej znajduje się bank spółdzielczy poddawany różnym przemianom, ale swą tradycją sięgający powstałej w 1910 r. Spółki Oszczędności i Pożyczek (Kasa Raiffeisena).
*
Na rogu Długiej i Warszawskiej w 1994 r. wzniesiono Dom Grodzki, jak go z fantazją nazwano, po prostu dom kultury Obok zwykłych dla takiej instytucji ogniw – sekcji, tutaj prowadzi się np. kurs tańca towarzyskiego, kółko plastyczne, kurs języka angielskiego, nauka gry na instrumentach dętych, kółko fotograficzne. Znalazły tu pomieszczenie także dwie niezwykle ważne dla miasta instytucje: biblioteka publiczna i Ochotnicza Straż Pożarna.
Na miejscu, na którym zbudowano Dom Grodzki, pod koniec XIX w. miejscowi Żydzi zbudowali sobie dom modlitwy, popularnie zwany synagogą, częściej bożnicą. Wcześniej nie było potrzeby dla takich inwestycji, gdyż w Wojniczu po prostu Żydów nie było. Wynikało to z polskiego obyczaju miejskiego: Żydzi mogli mieszkać w wydzielonych dzielnicach, po prostu w gettach (np. Kazimierz pod Krakowem). Mimo że zaborca austriacki podtrzymał przywileje w tej mierze, Żydzi zaczęli do miasta przenikać, a ułatwiały to coraz liczniejsze kontakty handlowe.
Uzyskanie przez Galicję autonomii w 1868 r. zmieniło ten stan rzeczy, znosząc zakaz osiedlania się Żydów w miastach. Już w 1878 r. mieszkało ich w Wojniczu 177 osób. To w tym czasie powstała bożnica, działają już pierwsze szkółki żydowskie (hadery), kupcy żydowscy opanowują w znacznym stopniu miejscowy handel. Rzemieślnicy żydowscy mogli stać się pełnoprawnymi członkami cechu. W 1939 r. żyło w Wojniczu co najmniej 35 rodzin żydowskich. Aktywność zwłaszcza członków Stronnictwa Narodowego nosiła niejednokrotnie znamiona antysemickie, ale do ekstremalnych zjawisk nie dochodziło. Zbyt wiele istniało czynników, które nakazywały zgodne współżycie, jak np. obowiązek szkolny, który wymuszał uczęszczanie dzieci żydowskich do szkoły publicznej.
Sytuacja Żydów wojnickich uległa radykalnym zmianom w wyniku klęski Polski w 1939 r. i rozciągnięcia rygorów okupacji. Niemcy wyjęli Żydów spod polskiej administracji i utworzyli odrębną gminę żydowską (judenrat), która miała nawet dwóch własnych policjantów. Zabroniono im prowadzenia wszelkiej przedsiębiorczości, a zwłaszcza handlu. Nałożono obowiązek noszenia na ramieniu opasek z gwiazdą Dawida. Zaczęto ich pociągać do świadczenia różnych prac na rzecz okupanta, nie dostarczając odpowiednich narzędzi (np. przy odśnieżaniu gościńców). Wpadający od czasu do czasu do miasta niemieccy żandarmi dokonywali pojedyńczych mordów. Na wiosnę 1941 r. przyjechali w większej ilości i rozstrzelali na Rynku miejscowego rabina, nie pozwalając usunąć ciała przez cały dzień. Kilka osób rozstrzelali pod cmentarzem przy dzisiejszej ulicy Słonecznej. Była to zapowiedź ostatecznej likwidacji wojnickich Żydów. W lecie wywieziono ich do getta w Zakliczynie, gdzie niektórzy gromadzili broń, dostarczaną im także przez partyzantów, być może przygotowując opór zbrojny. Później przewieziono ich do Tarnowa. Odtąd brakuje o nich wszelkich wiadomości. Po wojnie okazało się, że jednak kilka rodzin ocalało, przechowywanych w okolicznych wsiach, ale także w samym Wojniczu. Załatwiwszy swoje sprawy majątkowe, szybko opuścili Polskę, a przyjeżdżając tu z rzadka, nie zawsze zaglądali nawet do swych okupacyjnych opiekunów.
Wnet po wywiezieniu Żydów do Zakliczyna, spalono bożnicę, a podpalił ją człowiek niepełnosprawny, z uszkodzonym mózgiem, podpuszczony przez Niemców. Plac i ruiny wykorzystano do zbudowania zlewni mleka, gdzie oddawano kontyngenty z miasta i z okolicy, uzyskując w prymitywnych warunkach niezbędny dla wojska tłuszcz. Zlewnia funkcjonowała jeszcze po wojnie. Powoli zaczęto ją przerabiać na cele mieszkaniowe, ale przede wszystkkm na pomieszczenia dla straży pożarnej, a w końcu dostosowano do wymogów domu kultury, oddając w 1994 r. do użytku Dom Grodzki, mieszczący dzisiaj także bibliotekę publiczną.
*
Książka w Wojniczu zadomowiła się na dobre już w końcu XV w. Oto altarysta Dziesięciu Tysięcy Męczenników Jan Marchocki w 1497 r. oddał do biblioteki przy kolegiacie aż 17 kodeksów, a więc rękopiśmiennych książek. Biblioteka kapitulna, dziś rozbita, posiadała ważny księgozbiór, chociaż teologiczny, a więc przeznaczony przede wszystkim dla duchowieństwa. W 1674 r. dziekan kapituły Jan Janaszowic, pochodzący z Wojnicza, w domu dziekańskim na Zawalu, a więc nieopodal dzisiejszej biblioteki, założył bibliotekę, na którą składał się jego księgozbiór, opracował regulamin, a nawet pozostawił wzór rewersu dla wypożyczeń. W ówczesnych domach mieszczańskich książka nie była przedmiotem codziennego użytku, ale także trafiały się książki medyczne, czy prawnicze. Przypomnijmy, że Kazimierz Brodziński u swego stryja czytał romantyczne poezje niemieckie, a proboszcz Andrzej Galiński (†1859) miał na plebanii bogaty zbiór polskiej poezji klasycznej. Książka trafiała do domów wojnickich zapewne i w XIX w., choć zagadnienie to czeka jeszcze na badacza. Już w 1868 r. przy miejscowej szkole działa biblioteka, dotowana przez radę miejską. W XX w. zaczyna docierać do Wojnicza działalność Towarzystwa Szkół Ludowych, dla którego książka jest ważnym narzędziem pracy. Dopiero po drugiej wojnie światowej w 1947 r. zorganizowano pierwszą publiczną bibliotekę (zatwierdzoną przez władze w 1948 r.), która ostatecznie swe miejsce znalazła w Domu Grodzkim. Dziś jej biblioteka liczy 19 525 woluminów książek i 1508 czasopism, a rejestruje rocznie w czytelni 1011 osób korzystających z książek i 1014 korzystających z czasopism (stan na koniec 2008 r.). Istnieją także o podobnej metryce biblioteki szkoły podstawowej, gimnazjum i liceum. One także kształtują kulturę książki w mieście.
*
Miasto staropolskie stale musiało być gotowe do obrony przed ogniem. Niekiedy były to pożary obejmujące całe miasto. Pierwszy taki pożar w Wojniczu notujemy w 1379 r., kiedy to król Ludwik Węgierski aby wesprzeć odbudowę zwolnił miasto od podatków na lat sześć. Kolejny pożar miał miejsce w 1485 r. i król Kazimierz Jagiellończyk zwolnił miasto od podatków na lat dziesięć. Jeśli pominąć zniszczenia miasta w trakcie działań wojennych w 1657 i 1702 r., to kolejna klęska pożaru, choć w ograniczonych rozmiarach, nawiedziła miasto w 1738 i 1745 r. Odnotujmy pożar z 1831 r., który stał się okazją do wzniesienia na rynku wojnickim figury św. Floriana i ostatni wielki pożar z 1895 r., kiedy z pomocą w odbudowie pospieszyły okoliczne miasta, a nawet cesarz przeznaczył na ten cel stosowną kwotę. Taka sytuacja zmuszała mieszkańców miasta do szczególnego dbania o bezpieczeństwo domostw. Już w 1614 r. podzielono miasto na dziesiątki w celu obrony przed ogniem. W 1742 r. postanowiono powołać rotmistrzów (ryźników) ogniowych, wyznaczając ich w co dziesiątym domu, aby pilnowali spraw ognia w każdej dziesiątce, dokonując co sobotę inspekcji. W kilka lat później zabroniono utrzymywać dachy kryte słomą, zalecając budować je z gontów. Zmieniające się formy organizacyjne wymuszały poszukiwania nowych, lepszych struktur. Stąd koncepcja tworzenia odpowiednich organizacji ochotniczych straży pożarnych. W Wojniczu jej istnienie jest w źródłach potwierdzone od 1870 r. Było to jednak początkowo przynajmniej stowarzyszenie bardziej przydatne do strzelania z miejskiej armatki na uroczystościach kościelnych (np. rezurekcja), na imieniny najjaśniejszego pana cesarza czy przy innych miejskich okazjach. To prowadziło do rozwijania form organizowania towarzyskiego współżycia (zabawy, bale itp.), ale także ambitnych poczynań amatorskich teatralnych i podobnych. Powoli jednak rosła sprawność techniczna tego zespołu, rozszerzano sposoby ćwiczenia go, doskonalono narzędzia pomocne przy gaszeniu ognia (już w 1878 r. straż posiadała sikawkę mechaniczną). Do przygotowań wprzągnięto konie, które dawały możliwość szybszego przybywania na miejsce pożaru z pompą wodną. W 1950 r. wojniccy strażacy otrzymali pierwszy samochód, przerobiony z ciężarowego Citroena. Dzisiaj dysponują trzema wozami bojowymi, w tym jednym o pełnym uzbrojeniu (zbiorniki na wodę, pianę gaśniczą, dżwignia i wyciągarka, agregat prądotwórczy, sprzęt do ratownictwa drogowego). Ich wyposażenie i sprawność bojowa spowodowała, że wojnicki oddział straży w 1997 r. został włączony w krajowy system ratowniczo-gaśniczy. Strażacy biorą udział już nie tylko w gaszeniu ognia, ale także w ratowaniu życia ludzi w wypadkach samochodowych.
*
W Domu Grodzkim znalazło się także pomieszczenie dla centrali telefonicznej, dotąd mieszczącej się na poczcie, istniejącej w Rynku od 1866 r. W 1894 r. zainstalowano telegraf ręczny, co znacznie ułatwiło kontakt ze światem. Przed 1931 r. zainstalowano pięciocyfrową ręczną centralę telefoniczną. Wnet po wojnie założono nową centralę telefoniczną na 130 numerów. W 1969 r. wprowadzono już w niej całodobowy dyżur. Z inicjatywy mieszkańców, zorganizowanych w komitet telefonizacyjny i przy poparciu samorządu dokonano zmiany na miarę czasu, ale zarazem rewolucyjne. Oto od 1995 r. funkcjonuje nowoczesna centrala cyfrowa a sieć telefoniczną zbudowano z światłowodów. Odtąd w każdym domu wojnickim znalazł się aparat telefoniczny, w miarę postępu automatyzacji umożliwiający połączenie niemal z każdym miejscem na świecie. Równocześnie oznacza to dostęp do internetu, także mobilnego. Tak Dom Grodzki stał się nosicielem postępu cywilizacyjnego ostatniego wieku i umożliwił mieszkańcom miasta korzystanie zeń. Miarą zmian, jakie dokonały się w ostatnich dziesięcioleciach w zakresie bytowania wojniczan, obok przebudowy w znakomitym stopniu domostw z drewnianych na murowane (jeszcze po wojnie kilka domów było krytych słomą), społecznym wysiłkiem w 1971 r. zakończono budowę sieci gazowej, w latach 1974-1987 zbudowano sieć wodociągów, wykorzystując ujęcie wody na Dunajcu założone dla Brzeska, a od 2005 r. systematycznie buduje się kanalizację sanitarną i przemysłową, wykorzystując w tym celu tarnowską oczyszczalnię ścieków. W ten sposób miasto uzyskało w pełni nowoczesną infrastrukturę urbanistyczną.
*
Nazwa ulicy Zawale (Zawalnia, Zawalna) pojawia się w 1611 r., a przedmieścia Zawale w 1609 r. i jest ona niewątpliwie znacznie starsza. Zawale bowiem było przedmieściem nie tylko dlatego, że właściwe miasto nie mogło przygarnąć wszystkich mieszkańców. Tutaj tworzono warunki dla rzemiosł posługujących się otwartym ogniem, a więc dla kowali, garncarzy, płatnerzy itp. Chodziło o zabezpieczenie się przed ewentualnym pożarem. Ale tutaj także pracowali garbarze, zatem rzemieślnicy, których produkcja wcale nie pachniała. Wolne place pozwalały umieszczać tu takie przedsięwzięcia miejskie, jak postrzygalnia, blech, czy łaźnia. Niemniej w pewnym momencie dokonano wymiaru działek, co jeszcze dzisiaj można oglądać, wytyczając duże ogrody i folwarki, niekoniecznie mieszczan mających tu swoje domostwa.
W XIX w. ogrody szpitala dla ubogich zostały przejęte przez magistrat. Wówczas ulica została przedłużona aż do Tarnowskiej. Stworzyło to możliwość założenia targowicy, czyli placu, na którym w poniedziałki handlowano zwierzętami: końmi, bydłem, trzodą, królikami, ale także gołębiami czy kurami. Tutaj można było wystawiać na handel przedmioty o większych gabarytach. Na kilka godzin plac zamieniał się w gwarne zgromadzenie handlujących, targujących, zachwalających swój towar, a towarzyszyło temu popiskiwanie świń, czy ryk bydła. W ten sposób targowica stawała się jednym z bardziej atrakcyjnych miejsc w mieście, umożliwiając mieszkańcom okolicznych wsi dokonywanie ważnych dla nich transakcji. Natomiast woźny magistracki inkasował opłaty i tak rosły dochody miasta.