Obowiązek odbudowy kościoła wojnickiego spoczywał na królu, który od 1416 r. był jego patronem. Dokument z 14 I 1460 r., którym król Kazimierz Jagiellończyk zezwala na daleko idącą reorganizację majątku beneficjum wojnickiego i równie daleko idące zmiany w funkcjonowaniu kościoła, dowodzi, że monarcha spełnił swój obowiązek i skarbiec królewski dostarczył środków na budowę nowego kościoła. Nie można wyłączyć udziału okolicznego rycerstwa, skoro niedługo po zwycięstwie grunwaldzkim Białonie z Więckowic ufundowali prebendę Rozesłania Apostołów, a w 1456 r. Piotr z Brnia dziedzic Zamościa ufundował prebendę Trójcy św. Jaki był udział mieszczan wojnickich – trudno odpowiedzieć, ale nie sposób go wyłączyć. Niemniej dominującą rolę odegrały bez wątpienia środki dostarczone przez króla.
Wykonawcą woli królewskiej zapewne był Jan z Pniowa (Pniowski) herbu Awdaniec, archidiakon krakowski, w latach 1453-1461 potwierdzony jako pleban wojnicki, co pozwala datować nowy kościół na około 1450 r. Dnia 4 II 1465 r. znów w wyniku zabiegów Jana z Pniowa, który już nie był plebanem wojnickim, biskup krakowski Jan Lutek z Brzezia erygował dziwną instytucję, bo prepozyturę z trzema prałatami: prepozytem, scholastykiem i kustoszem oraz z czterema mansjonarzami. Stąd nie zaskakują wręcz katedralne rozmiary prezbiterium gotyckiego kościoła, rozległa zakrystia i równie potężny skarbiec (łączący później funkcje kapitularza kanonickiego), daleko odbiegające od modułów zwykłych kościołów parafialnych, nawet miejskich. Wszystko to wskazuje, że zamierzano tworzyć kolegiatę z kapitułą, ale nie starczyło środków na kreowanie dalszych prebend. Niemniej z biegiem czasu traktowano wojnicką prepozyturę jako kolegiatę, a synod diecezji krakowskiej z 1621 r. uznał ten zwyczaj za obowiązujące prawo. Nastąpiły dalsze erekcje prałatur (dziekania, kantoria – primiceriat, archidiakonia, kancelariat) i kanonii. W sumie w 1786 r., gdy rząd austriacki likwidował kapitułę, liczyła ona 13 członków: siedmiu prałatów i sześciu kanoników.
Gotycki kościół wojnicki nie doczekał się dotąd zainteresowania historyków sztuki. Jedynie Józef Frazik zinwentaryzował interesujące sklepienie w prezbiterium z jego żebrowaniem uporządkowanym w systemie sieciowym, sięgającym w głąb tradycji europejskiej architektury, co zdaje się dobrze świadczyć o budowniczym, zaangażowanym przez Jana z Pniowa. Częściowo zniszczone prezbiterium w wyniku ostrzału artyleryjskiego Rosjan w 1915 r., zostało zabezpieczone, a następnie w 1923 r. starannie zrekonstruowane pod nadzorem konserwatora Tadeusza Szydłowskiego (długość 13 m, szerokość 7 m, wysokość 11,35 m, czteroprzęsłowe o trójbocznym zamknięciu). Od północy do prezbiterium przylega skarbiec, pomieszczenie wykorzystywane na posiedzenia kapituły, ale przede wszystkim dla zabezpieczenia majątku kościelnego. Stąd tutaj obok precjozów liturgicznych przechowywano paramenta, a więc ornaty, kapy itp., bibliotekę kapitulną (zachowała się zbudowana w okresie odbudowy kolegiaty po pożarze charakterystyczna szafa). Ze skarbca w czasach niebezpiecznych korzystali nie tylko duchowni, skoro w 1702 r. tutaj zabezpieczono archiwum miejskie. Sklepienie jest krzyżowe, zaś okno, podobnie jak dwa w zakrystii, prostokątne w obramieniach uszatych. Najwięcej zmian doznał skarbiec w pierwszej połowie lat trzydziestych XX w., kiedy pod nadzorem architekta Zdzisława Mączeńskiego w północnej ścianie wybito drzwi i zabezpieczono je wiatrołapem-przedsionkiem, przerobionym z pomieszczenia przeznaczonego dla dzwonników, od zachodu wyburzono część ściany łącząc skarbiec z kaplicą Najśw. Marii Panny, zaś w ścianie wschodniej przebito pseudogotyckie arkady, usuwając średniowieczne odrzwia i okute blachą drzwi, prowadzące do zakrystii. Owe gotyckie odrzwia i drzwi umieszczono w południowej ścianie prezbiterium, tworząc przejście do nowej zakrystii. Zakrystia zawsze była przeznaczona dla duchowieństwa kolegiackiego, które w zimie zabezpieczał kominek, dziś mający kształty barokowe. W tym celu także zawsze znajdował się tu ołtarz, aby mimo trudnych warunków officium divinum mogło być wykonywane. Prezbiterium oddziela od nawy ostrołukowa tęcza, pierwotnie ozdobiona belką i rzeźbą ukrzyżowanego Chrystusa. Nawa gotycka szeroka na 10 m a długa na 24 m, jak wynika ze źródeł, nie miała sklepienia murowanego, ale drewniany strop, który zapewne sięgał niewiele ponad wysokość przesklepienia tęczy i był pokryty freskami. Okna gotyckie, ostrołukowe, zachowały się w prezbiterium. Jest ich sześć, ale tylko trzy są używane do dziś, zaś trzy, na zamknięciu absydy, zostały zasklepione (w dwóch w latach 1891-1893 zbudowano dwa niewielkie prostokątne okna, oświetlające od tyłu wielki ołtarz). Zarysy gotyckich okien zachowano tak na zewnątrz, jak i wewnątrz. Rytm okien w nawie pozwalają odczytać na zewnątrz budowli skarpy, spośród których dwie ostatnie od zachodu są ustawione na skos, co dowodzi, że gotycki kościół nie miał wieży, ale mniej lub bardziej ozdobną ścianę szczytową. Dodajmy, że między skarpami źródła odnotowały soboty, w których wierni mogli oczekiwać na otwarcie kolegiaty. Nad tęczą na dachu, być może w oparciu o mur szczytowy, zbudowany był sygnar (sygnaturka) z odpowiednim dzwonem. W 1512 r. została zbudowana kaplica św. Anny z fundacji mieszczan wojnickich Barbary Kulchanowej i jej syna Michała (tutaj znalazły pomieszczenie różne altarie i bractwa mieszczańskie), zaś w 1685 r. ukończono budowę kaplicy Najśw. Marii Panny z fundacji braci Jana i Stanisława Janaszowiców, dwóch kolejnych dziekanów kapituły, pochodzących z Wojnicza.
Z urządzeń gotyckiego kościoła zachowała się cynowa chrzcielnica, z charakterystycznymi dla połowy XV w. wałkami, prosta, ale szlachetna w swych kształtach. Marian Sokołowski wojnicką monstrancję z figurkami patronów Polski św. Wojciechem i św. Stanisławem biskupem, oraz z całym kolegium apostolskim datuje na koniec XV w., charakteryzując ją poprzez wydobycie cech gotyku krakowskiego i wileńskiego, ale przecież ta monstrancja w 1613 r. została „pozłocona i powiększona” (inaurata et amplificata) przez Andrzeja Markowica kustosza, syna mieszczan wojnickich. Z 1645 r. pochodzi wspaniała barokowa puszka na hostie, fundowana przez Stanisława Włodykę altarystę św. Anny, syna mieszczan wojnickich. Obraz, dzisiaj w ołtarzu przy tęczy przedstawiający Matkę Boską z Dzieciątkiem, ma swoją bogatą historię. Jest to bowiem kopia obrazu z Słonimia koło Nowogródka (dzisiaj Białoruś), z kręgu benedyktynek i należy do przedstawień pierwowzoru z Żyrowic (także Białoruś). W metrykach wojnickich zanotowano, że w 1706 r. przebywał tu Karol Hertelmann, benedyktyn z Tuchowa i na zlecenie mieszczan wojnickich Andrzeja i Reginy Matlików malował oltarz Matki Boskiej Pocieszenia. Matka Boska trzyma dzieciątko nie na lewym, a na prawym ręku, zatem w sposób właściwy dla ikonografii bizantyjskiej. Również w sposób właściwy dla tego kręgu artystycznego w owalu biegnie wykonany cyrylicą napis pochodzący z liturgii św. Jana Chryzostoma, używanej zarówno przez unitów, jak i prawosławnych i jest to antyfona wielokrotnie śpiewana przez lud w czasie obrzędu mszalnego a stąd dobrze znana i często używana także dla celów pozaliturgicznych. Zachował się również obraz św. Trójcy, dzisiaj w drugim ołtarzu przylegającym do tęczy, być może z XVII w., ale jest on ogniwem w tradycji tego ołtarza sięgającej XV w.
*
Tymczasem 23 III 1752 r. kolegiata spłonęła. Ogień pochłonął wyraźnie wyposażenie kościoła, ale także drewniany strop nawy i dachy. Kapituła, na której teraz spoczywał obowiązek odbudowy kolegiaty rychło przystąpiła do prac budowlanych a wspierał ją w tym finansami i materiałami budowlanymi biskup krakowski Andrzej Stanisław Załuski, którego Marianna Banecka z tej racji uznała za mecenasa kolegiaty wojnickiej. Jak się zdaje to on wpływał na koncepcję odbudowy kościoła. Chciał zeń stworzyć namiastkę niebios, ale o charakterze narodowym, wręcz krakowskim, wypełnionych świętymi polskimi. Tak jak stworzona przezeń biblioteka publiczna w Warszawie miała tworzyć wielkość ojczyzny, tak i tutaj chodziło mu o zbudowanie swoistego memoriału dumy narodowej. Wykonawcę swych projektów znalazł w osobie prepozyta kapituły Jana Duwalla (1757-1785), który już od 1752 r. był scholastykiem wojnickim. Do odbudowy kolegiaty niewątpliwie pozyskano Francesco Placidiego, od lat pracującego w Krakowie przy boku biskupa, barokizującego wówczas katedrę krakowską. To jemu zapewne kolegiata wojnicka zawdzięcza jasną i klarowną konstrukcję, w której zachowane elementy gotyckie znalazły swą autonomię. Architektura kolebkowej nawy podzielona jest na pięć przęseł z lunetami, na gurtach spływających na pilastry, a okna zakończone półokrągło po obu stronach, co napełniło świątynię jasnością i blaskiem słońca. Od razu także w ściany zakończone gzymsem i podzielone pilastrami wbudowano sześć wnęk, a nad wejściem głównym wzniesiono arkadę z chórem muzycznym (organy i nastawa organowa pochodzą z tego czasu). Równie jasną konstrukcję architektoniczną uzyskały obie kaplice. Prace te zostały ukończone już w 1754 r. Nic dziwnego, że w 1973 r. wmurowano pod chórem tablicę ku czci ks. Jana Duwalla.
*
Stworzyło to możliwości porządkowania wnętrza. Wyraźnie rozpoczęto od prezbiterium, w którym dominujące miejsce zajął w 1754 r. wielki ołtarz fundacji Stanisława Centarskiego archidiakona wojnickiego, a umieszczone w nim centralnie Ukrzyżowanie jest motywem nieobcym inicjatywom artystycznym biskupa Załuskiego. Cetnarski niewątpliwie był człowiekiem bliskim biskupowi. Ołtarz to budowla architektoniczna, wypełniająca prezbiterium aż po sklepienie, oraz od jednej do drugiej ściany prezbiterium. Ujęty dwoma parami kręconych kolumn, z rzeźbą na zwieńczeniu Boga Ojca, gołębicy Ducha św. w niebiosach pełnych aniołów, pośród dwóch wielkich aniołów wspartych na naczółkach, jeden w dłoniach trzyma włócznię, drugi gąbkę (symbole męczeńskiej śmierci na krzyżu). Nad bramkami dwie rzeźby, jedna patrona kolegiaty św. Wawrzyńca, druga pierwszego męczennika św. Szczepana. Charakterystyczne, że św. Wawrzyniec został przedstawiony jako diakon (manipularz na ręce), a tym samym św. Szczepan został „zdegradowany” do roli subdiakona. Stąd też pierwszy stoi po stronie ewangelii (lewa), drugi po stronie lekcji (prawa dla patrzącego na ołtarz). Pośrodku wielki krzyż z rozpiętym na nim Chrystusem w koronie cierniowej, na tle wspaniałych budowli świętego miasta Jerozolimy. W czasie działań wojennych w 1915 r. ołtarz został poważnie uszkodzony, jednak w 1923 r. starannie odbudowano go, a w 1953 r. i w 2007 r. poddawany był zabiegom konserwatorskim. Z ołtarzem związany jest komplet wysokich świeczników z miedzianej blachy, ufundowanych do niego przez Jana Duwalla, oraz dwa komplety (dwanaście) świeczników z posrebrzanej blachy, dostosowanych do architektury ołtarza, fundowanych przez Fortunata Dąmbskiego w 1805 r. (stąd na nich herb Godziemba), odnowionych przez Zygmunta Jordana w 1906 r.
Między tęczą a odrzwiami do zakrystii nowej i starej, po obu stronach prezbiterium, zapewne niedługo po ustawieniu wielkiego ołtarza, a więc po 1754 r., zbudowano stalle kanonickie. Wykonane w ciężkim, dębowym, materiale, skromnie zdobione przez snycerza uszatymi floresami i niewielkimi złoceniami. Posiadają górą po siedem siedzisk dla prałatów i kanoników, dołem mniej wygodne, w takiej samej liczbie, dla niższego kleru. Widać troskę o podkreślenie dostojeństwa zasiadającego w nich duchowieństwa, przede wszystkim kapituły.
Zbudowano (względnie odbudowano) wówczas dziesięć ołtarzy, zapewne około 1757 r. Choć środki na to płynęły z różnych źródeł, wykonał je jeden snycerz a różnią się między sobą jedynie gabarytami. Wyróżniały się także cztery ołtarze umieszczone we wnękach nawy, zaprojektowanych już w toku jej odbudowy. Wówczas także zabudowano dwie pozostałe wnęki, umieszczając w nich ambonę po stronie prawej, gotycką chrzcielnicę po stronie lewej. Konstrukcja ołtarzy w swej prostocie jest jednak wytworna: dwie kolumny jońskie wyznaczają miejsce na obraz i podtrzymują nasadę ołtarzową. Dwa ołtarze przy tęczy otrzymały dawne obrazy: prawy św. Trójcy (to w 1767 r. archidiakon Stanisław Cetnarski fundował przy kolegiacie bractwo św. Trójcy), w zwieńczeniu św. Barbary, lewy Matki Boskiej Pocieszenia (kopia żyrowiecka), w zwieńczeniu św. Małgorzaty.
W kaplicy św. Józefa w ołtarzu o nieco większym module niż te z nawy głównej, ze św. Katarzyną w zwieńczeniu nastawy (zaraz po pożarze mieszczka Katarzyna Świerczkowa dała 100 złp na odbudowę tego ołtarza), znajduje się obraz św. Józefa opiekującego się Dzieciątkiem. Obraz ten przypisuje się Tadeuszowi Kuntzemu (Koniczowi), a analogiczny znajduje się w katedrze krakowskiej, choć bez sygnatury, uważany za dzieło tegoż malarza, powstał w latach 1754-1756. Nie wiadomo kiedy, ale zapewne w trakcie prac w kolegiacie pod koniec XIX w. przeniesiono tu mały ołtarz św. Anny, fundowany przez Marcina Witkiewicza do kaplicy Najśw. Marii Panny. W zwieńczeniu znajduje się obraz niezidentyfikowanej świętej męczennicy, być może św. Tekli, zaś w nastawie św. Anna ucząca czytać Marię (na obrazie także św. Joachim), niesłusznie identyfikowany jako obraz św. Rodziny i określany jako ludowy, bo być może i w tym przypadku mamy do czynienia z obrazem Tadeusza Kuntzego (Konicza), który mógł jakieś obrazy malować na zamówienie rajcy wojnickiego, może przy poparciu prepozyta Jana Duwalla.
W kaplicy Najśw. Marii Panny znalazły się pierwotnie trzy ołtarze (dziś są tylko dwa), wszystkie z fundacji rajcy wojnickiego Marcina Witkiewicza. Główny, oparty o wschodnią ścianę, największy jeśli chodzi o strukturę architektoniczną, z obrazem św. Mikołaja w zwieńczeniu. Między dwoma kolumnami umieszczony jest obraz Matki Boskiej Niepokalanie Poczętej, przypisywany Tadeuszowi Kuntzemu (Koniczowi). Jest on identyczny z takimże obrazem, przypisywanym Kuntzemu (Koniczowi), datowanym na około 1758 r., kiedyś w ołtarzu przy tęczy tamtejszego kościoła, dziś znajdującym się w korytarzu klasztoru karmelitów trzewiczkowych na Piasku w Krakowie, gdzie Wacław Morawiecki syn rajcy wojnickiego, równie aktywnego przy odbudowie kolegiaty, był wówczas zakonnikiem. Witkiewicz stworzył specjalny fundusz na światło do ołtarza i oddał go w opiekę rzemieślników wojnickich. Istotnie sprawowali oni ją aż do 1932 r., kiedy ołtarz rozebrano i złożono w starej zakrystii. W 1959 r. poddano go rekonstrukcji i konserwacji, ponownie go ustawiono w dawnym miejscu, przesłaniając tym samym wybite przebicie między kaplicą a skarbcem. Już w 1853 r. pojawił się w ołtarzu drugi obraz, św. Antoniego, sygnowany przez Mariana Szczurka. Drugi mały ołtarz fundacji Witkiewicza to św. Anny, dzisiaj w kaplicy św. Józefa, zaś trzeci, także może Tadeusza Kuntzego (Konicza) z około 1757 r. to stygmatyzacja św. Franciszka (w zwieńczeniu obraz św. Barbary?). Już w 1853 r. mieścił obraz św. Michała patrona Galicji, dziś nie zachowany, być może zlikwidowany już w czasie restauracji kolegiaty po 1892 r.
Jednak w koncepcji biskupa Załuskiego najważniejsze były cztery ołtarze świętych polskich w nawie, z prawej strony św. Stanisława biskupa i św. Kazimierza, z lewej św. Wojciecha i św. Jana Kantego (wówczas jeszcze tylko błogosławionego). To oni mieli być przewodnikami do owego polskiego nieba. Tylko dwa z tych obrazów, przypisywanych także Tadeuszowi Kuntzemu (Koniczowi) ma swoje odpowiedniki w podobnym do wojnickiego programie w Kijach. Wszystkie zaś nawiązują do niewątpliwie Koniczowych obrazów z katedry krakowskiej, czasem tylko wspólne motywy (np. Męczeństwo św. Wojciecha), czasem w nieco odmiennym przedstawieniu świętego (np. Jan Kanty nie jako cudotwórca, ale jako jałmużnik), albo niemal z wiernością kopii (np. tzw. kontuszowe przedstawienie św. Kazimierza). Niemniej problem wojnickich obrazów Kuntzego (Konicza) czeka na swego badacza.
Prepozyt Jan Duwall nie tylko był pilnym wykonawcą zamysłów swego protektora biskupa Załuskiego, ale po jego śmierci (1758 r.) kontynuował program (fundował dla kolegiaty komplet szat liturgicznych, monstrancję, puszkę na hostie i kielich, baldachim i inne utensylia). Wśród tych prac szczególne miejsce zajmują freski, które wykonał krakowski malarz Jan Nayderfer (Neyderfer, Najderfer, Nejderfer, Neudörfer). Stosowna umowa została sporządzona 19 III 1767 r., a dzieło, obejmujące prezbiterium, nawę, dwie kaplice, chór i zakrystię, wyceniono na 1800 złp. Prace miały być rozpoczęte 22 IV 1767 r. i prawdopodobnie ukończone do końca roku. Jak dotąd, poza opracowaniami raczej katalogowymi, najwięcej uwagi freskom wojnickim poświęciła Krystyna Stawowiak. Freski stanowiły integralną część owego patriotycznego memoriału. W umowie podpisanej z malarzem Duwall zastrzega sobie, że ostateczna decyzja o malowaniu fresków zapadnie po wykonaniu pierwszych, próbnych partii, a są nimi obraz św. Jana Chrzciciela chrzczącego Chrystusa w rzece Jordan, oraz freski na chórze muzycznym. W ten sposób powstał bodaj najlepszy fragment fresków, w którym artysta pokazał swoją maestrię, ale także znajomość obowiązującego wówczas kanonu wykonawstwa. Drugi warunek, który został sformułowany w umowie, to konieczność wzorowania się na freskach w kościele w Tyczynie k. Rzeszowa, w dobrach Jana Klemensa Branickiego. Wykonawcą fresków tyczyńskich był Antoni Herliczka, nadworny malarz Branickiego, a oprócz tego także wykonawca fresków w kościołach w Choroszczy i Słonimiu oraz Wniebowzięcia NMP w Białymstoku. Cechy charakterystyczne tych fresków to ornamentalna polichromia skomponowana w oparciu o podziały architektoniczne płaszczyzn, zwłaszcza ścian, zaś sklepienia ukazują iluzjonistyczne niebiosa, pełne świętych w otoczeniu aniołów (także liczne putta). Wolne przestrzenie, pilastry i glify okienne dekorowane są rokokowymi ramami i ornamentami. Wszystkie te elementy odnajdujemy w wojnickich freskach Nayderfera, który jednak w wykonawstwie jest oryginalny i niepowtarzalny. Jeśli jednak Herliczkę interesują niebiosa jako miejsce świętości i szczęśliwości w ogóle, to treść i forma wojnickich fresków nie pozostawia wątpliwości, że chodziło o dopełnienie wizji niebiańskiego dworu elementami narodowymi, wręcz lokalnymi, krakowskimi, które miały eksponować polskie, swoiste wzory świętości. Równocześnie miały one pokazać intelektualne filary chrześcijaństwa: w polach lunetowych czterej ewangeliści i ojcowie zachodni Kościoła oraz rolę patrona wojnickiej kolegiaty św. Wawrzyńca. Zatem to, że Duwall wskazuje Nayderferowi na tyczyński wzorzec nie jest sprawą przypadku, ale przemyślanym zamysłem.
Architektura kolebkowej nawy podzielona jest na pięć przęseł z lunetami, na gurtach spływających na pilastry, oraz sześcioma oknami zakończonymi półkoliście, tworząc efektowną całość. Centralnym motywem fresków są wyobrażenia figuralne, ale zastosowany został także ornament geometryczny i muszlowy, sztuczne zwierciadła, rocaille i obramowania. Na ścianach zastosował marmoryzację, stosując imitacją marmuru „Zygmuntówki”, a nie, jak robiono to zazwyczaj, marmuru żyłkowego. Niemal wszystkie te elementy odnajdujemy także we freskach kaplic i starej zakrystii. W zakresie kolorystyki pigmentów artysta osiągał pożądany efekt przez stosowanie w światłach bieli wapiennej, a w podkreśleniach cieni zieleń przy pomocy miedzianki, która pod wpływem światła utleniała się, tworząc prawie czarny kontur. Stosował także jako kolor żółty ochrę żółtą, czerwień ochrę czerwoną i umbrę paloną, błękit smaltę, brąz umbrę i czerń stosując czerń roślinną. W malarstwie obrazu dużą rolę odgrywa światło, zawsze zaznaczone po lewej stronie od okna, czyli źródła owego światła. Malował na grubej warstwie mokrej jeszcze pobiały. Rozpoznanie techniki malarskiej Jana Nayderfera to w dużym stopniu zasługa ostatniej konserwacji. W pierwszym przęśle od chóru muzycznego artysta umieścił obraz św. Jacka, któremu towarzyszą dwa anioły i putta, a w lunetach cztery aniołki. Malowidło drugiego przęsła zostało źle zrekonstruowane (był tutaj św.Stanisław Kostka a nie Jan Kanty), ale dobrze zachowały się umieszczone przez artystę po bokach zniszczonej postaci wizerunki czterech ojców Kościoła z ich symbolami: św. Grzegorz z gołębicą, św. Ambroży z ulem, św. Augustyn z aniołkiem i św. Hieronim w pustelniczych szatach. Trzecie przęsło wypełnia wentylator, który artysta ozdobił iluzjonistycznym balkonem z wazonami kwiatów, otaczającymi otwór wentylacyjny. W lunetach oczywiście cztery anioły. W przęśle czwartym znajduje się obraz św. Wawrzyńca, patrona kolegiaty, a w lunetach postaci czterech ewangelistów: od północy św. Mateusz z dzieckiem i św. Jan z orłem, od południa św. Łukasz z wołem i św. Marek z lwem. Obie lunety wypełniają ślepe okna (ściana nawy jest wspólna także dla kaplic), nad którymi unoszą się aniołki. Tak samo są wypełnione lunety w przęśle piątym, gdzie na plafonie artysta umieścił atrybuty męczeństwa św. Wawrzyńca: siedem aniołów niesie kratę, palmę i wieniec męczennika a na sześciu łukach oddzielających poszczególne przęsła wśród rokokowych motywów osiem aniołów. To tak częste wykorzystywanie postaci aniołów ma posłużyć artyście do spotęgowania wrażenia, że znajdujemy się w niebie. Inna zaś sprawa, że stanowią one charakterystyczny dla Jana Nayderfera motyw, a zwłaszcza formę monochromatyczną. Twarze, zwłaszcza aniołków, jakby zniekształcone, przecież figlarnie roześmiane, wprowadzają nastrój niebiańskiej radości.
Ściana tęczy od strony nawy, podobnie jak ściany zachodniej chóru muzycznego pokryte są fantastycznymi motywami roślinnymi. Ściany pod arkadami chóru zdobią jedynie obramienia, oczywiście z rocaillami. Ściany boczne nawy dzieli dwanaście pilastrów z marmuru „Zygmuntówki”, na których umieszczono zacheuszki i zwierciadła (dwa umieszczono na arkadach podtrzymujących chór, cztery w prezbiterium), świadectwa konsekracji kolegiaty. W ten sposób uzyskano osiem przestrzeni. Cztery z nich niegdyś wypełniały ołtarze świętych polskich, dzisiaj w pozostałych po nich lukach, niewykorzystanych dla budowy prześwitów do naw bocznych, rozmieszczono obrazy w specjalnych ramach czterech ewangelistów, których autorstwo jest przypisywane Tadeuszowi Kuntze (Koniczowi). Dwie przestrzenie są wykorzystane na umieszczenie ambony, która swą formą nawiązuje do kolegiackich ołtarzy, i chrzcielnicy z freskiem przedstawiającym chrzest Chrystusa w Jordanie. Dwie ostatnie przestrzenie są wykorzystane na szerokie prześwity do kaplic, przy czym w prześwicie północnym, prowadzącym do kaplicy Panny Marii umieszczona była krata żelazna. Artysta fresk chrzest Chrystusa malował bezpośrednio na tynku, a więc techniką odmienną, niż pozostałe freski. Ale też zgodnie z umową z Janem Duwallem ten obraz miał zadecydować ostatecznie o powierzeniu malarzowi prac w kolegiacie. Najwidoczniej spełnił on oczekiwania zleceniodawcy, ale też ujawnił malarz tutaj swój talent. Doskonała budowa ciała obu postaci, Chrystusa i Jana Chrzciciela, z umiarkowaną muskulaturą, dobrze świadczy o znajomości anatomii ciała ludzkiego, a zarazem o znajomości barokowych zasad przedstawiania go – jasne ciało Chrystusa ma cechy „pańskości”, zaś Jana Chrzciciela, ciemniejsze, pokazuje człowieka przeciętnego raczej. Niebanalny jest także krajobraz nad rzeką Jordan, pełen palm i jakichś drzew iglastych. Z wszystkich przedstawień figuralnych, wykonanych przez Jana Nayderfera, ten fresk prezentuje się najdoskonalej i daje dobre świadectwo o talencie i przygotowaniu artysty.
W kaplicy św. Józefa sklepienie kolebkowo-krzyżowe z lunetami wsparte jest na czterech pilastrach z sztucznym marmurem, założonych w rogach kaplicy. Dwa okna w ścianie południowej, zasklepione odcinkowo, łukami. Także tutaj zachowane są freski Nayderfera, zharmonizowane z architekturą kaplicy, poprzez obramowania z rocaillami. Na ścianie północnej dwa ślepe okna, a za ołtarzem św. Józefa obramienie dla jakiegoś obrazu, co by wskazywało, że pierwotnie ołtarz był umieszczony nie na tej ścianie, ale na zachodniej. Rychło jednak znalazł się na wschodniej ścianie, może nawet już po powstaniu fresków. Na ścianach północnej i południowej sześć sztucznych zwierciadeł, a w nich iluzjonistyczne pejzaże (niektórzy interpretują je jako realne krajobrazy z okolicy). Wystrój zwierciadeł nadaje kaplicy wręcz charakter świeckiego pałacu, chociaż miejsce jest przeznaczone dla celów religijnych i niewątpliwie im ma służyć taka koncepcja malarza.
W kaplicy Najśw. Marii Panny, kiedyś oddzielonej od nawy głównej żelazną kratą, wykonaną zapewne przez miejscowego rzemieślnika, freski Jana Nayderfera są jakby uboższe, aczkolwiek ich założenia są podobne do tych zastosowanych w kaplicy św. Józefa. Jednak sztuczne zwierciadła umieszczone w rogach są puste, chociaż pojawiają się nowe zastępy aniołków – tak więc pośrodku stropu mamy dwa anioły (dziś trzymają żyrandol, czy tak było zawsze?), wśród dekoracji roślinnej. Na ścianach kaplicy także dekoracja roślinna i dwa aniołki z tarczami, na jednej inskrypcja Poena – kara, w czterech lunetach 12 głów aniołków, pilastry i gzymsy ze sztucznym marmurem
*
20 V 1773 r. dochodzi do manifestacyjnej konsekracji z udziałem aż trzech biskupów: krakowski Ignacy Kajetan Sołtyk, jego sufragan Franciszek Potkański i biskup smoleński Gabriel Wodzyński, sumę konsekracyjną odprawiał z użyciem pontyfikaliów prepozyt-infułat tarnowski Marcin Świejkowski. Świadectwem tych uroczystości pozostają zacheuszki.
*
Proboszcz Józef Rosner (1889-1911) podjął nowe inwestycje w kolegiacie. Zostały wówczas zniszczone i zatynkowane freski Jana Nayderfera z 1767 r., istotny element wystroju kolegiaty. W to miejsce pojawiła się bezideowa polichromia figuralno-ornamentalna Adolfa Gucwy (1892-1893). Oczywiście nie uwzględniono wówczas w żadnym stopniu historii wcześniejszej polichromii Nayderfera. Co więcej, już wówczas obrazom świętych polskich w nawie odebrano charakter nastaw ołtarzowych, a na filarach pojawiły się w 1902 r. wykonane przez Wojciecha Samka z Bochni rzeźby członków kolegium apostolskiego, nawiązujące do idei uniwersalizmu chrześcijańskiego (programy często realizowane w kościołach niemieckich). W prezbiterium o losach pierwotnej polichromii zadecydowały zniszczenia w 1915 r., ale także prace rekonstrukcyjne przeprowadzone w 1923 r.
Z wielkim ołtarzem integralnie jest związana lampka wieczna. Kiedyś na początku XVII w. nawet powstała specjalna fundacja, która dostarczała środków na zakup materiałów palnych, dziś problem rozwiązuje energia elektryczna. Pojawienie się obecnej lampki wiecznej wiążemy z pracami renowacyjnymi wokół kolegiaty po r. 1892 i ks. Józefem Rosnerem, który zwykł odprawiać 30 stycznia w rocznicę powstania styczniowego nabożeństwo za poległych. Znajduje się też na zdjęciu ołtarza sprzed pierwszej wojny światowej. Jest ona ważnym, choć może niedocenionym świadectwem ówczesnej kultury wojniczan. Klosz lampy zawieszony na łańcuszkach, otaczają trzy orły. Korony na ich głowach świadczą, że mamy do czynienia z ekspozycją Orła Białego, zatem znaku – symbolu Polski i Polaków. Na ściankach klosza umieszczono trzy plakietki, na których zostały wyobrażone herby Korony Polskiej – Orzeł Biały, Pogoń – Litwy i św. Michał Archanioł – Rusi. Jest to ta sama ekspozycja złożonego herbu państwa, którą widzimy na pieczęci rządu Powstania Styczniowego. Nie ma wątpliwości, że mamy tu do czynienia z patriotycznym w założeniach produktem artystycznego rzemiosła z kręgów krakowskich, wielce wówczas twórczego w upowszechnianiu tego rodzaju programów. Jednak powiązanie tych patriotycznych celów z dewocyjnymi funkcjami lampki jest niezwykłe – lampka wieczna nigdy nie gaśnie i przypomina o obecności Boga, zatem i myśl patriotyczna o niepodległości ma zapewnioną optymalną żywotność. A lampka od czasu jej sprawienia wisi nieprzerwanie, choć chyba nie jest w pełni objaśniana.
*
Odzyskanie niepodległości i idące za tym zmiany społeczne i kulturowe, a także narastający wzrost demograficzny, kazały inaczej myśleć o gabarytach wojnickiego kościoła. Już w 1922 r. ks. Józef Głuc przedstawił projekt rozbudowy, ale inwestycje podjął dopiero jego następca ks. Jan Rzepka, proboszcz w latach 1928-1969. Aczkolwiek prowadzone były od 1930 r. pod nadzorem konserwatora wojewódzkiego, stan jego służb nie pozwalał na prowadzenie badań rozpoznawczych i sprowadzał się jedynie do powierzchownych obserwacji. Prace budowlane zaprojektował i nadzorował warszawski architekt Zdzisław Mączeński. W wyniku prac wykonanych do 1939 r. uległ przebudowie skarbiec i tzw. stara zakrystia a także zbudowano nową zakrystię z kopułowym sklepieniem, zakończonym latarnią. Najważniejsze jednak było to, że koncepcja dobudowy naw bocznych o sklepieniu kolebkowym wymusiła wybicie prześwitów do obu kaplic, oraz do nawy głównej. W ten sposób zlikwidowano miejsce dla obrazów świętych polskich, które pozostały po pierwotnych ołtarzach.
Wkrótce po zakończeniu drugiej wojny światowej powstała koncepcja zastąpienia polichromii Gucwy nową. W trakcie przygotowywania murów pod nowe malowidła zaczęły odpadać tynki położone przed 1892 r. i odsłaniać fragmenty fresków Nayderfera. Odkrycie to skłoniło ówczesnego konserwatora wojewódzkiego Józefa Edwarda Dutkiewicza do podjęcia zdecydowanych kroków: nakazał wstrzymanie projektowanych prac, doprowadził do odsłonięcia wszystkich fresków Nayderfera a przy pomocy badań środowiska krakowskich historyków sztuki szybko ustalono autorstwo krakowskiego malarza, a przede wszystkim określono wartość ideową i artystyczną odsłoniętego zabytku. Podjęto decyzje o pracach konserwatorskich zleconych Maciejowi Makarewiczowi, artyście krakowskiemu, który prace te wykonał w latach 1948-1950. Uzyskano wysoki poziom efektów konserwatorskich. Mimo to nie uniknięto pomyłek, a to w wyniku braku rozeznania w programie Załuskiego – Duwalla. Tak np. scena figuralna druga od chóru muzycznego, niemal zupełnie zniszczona w 1892 r., niewątpliwie pierwotnie przedstawiała św. Stanisława Kostkę patrona biskupa Załuskiego (wskazuje na to zachowany rąbek sutanny jezuickiej i symbol niewinności – biała lilia), a nie jak to zrekonstruował Karol Pustelnik św. Jana Kantego. Istotne jednak jest to, że przywrócone zostały zabytkowe freski, dziś trudne do interpretacji, jeśli nie uwzględniać ich genezy, czego był świadom ich konserwator Maciej Makarewicz. Warto więc zwrócić uwagę, że Makarewicz wkomponowując trzy spośród czterech obrazów świętych polskich we własne freski w prezbiterium z racji artystycznych, podtrzymał ich ideową genezę.
Dopełnieniem wystroju prezbiterium są freski. Dzieło Nayderfera w tej części kolegiaty zostało doszczętnie zniszczone. Zachodziła konieczność wykonania nowej polichromii harmonizującej z odnowionymi freskami nawy. Zadania tego podjął się Maciej Makarewicz i swoje prace ukończył w 1952 r. Na północnej ścianie prezbiterium umieścił w przęsłach podtrzymywane przez anioły trzy wielkie obrazy Kuntzego (Konicza): Św. Stanisława biskupa, Św. Wojciecha i Św. Jana Kantego. Pod obrazami artysta umieścił cykl eucharystyczny obrazów w ramach naśladujących Nayderfera, przedstawiających zapowiedź i ustanowienie mszy św.: ofiara Abla, Izaaka, Melchizedecha, cudowne rozmnożenie chleba i ostatnia wieczerza Na południowej stronie prezbiterium artysta między oknami rozmieścił sceny maryjne Zwiastowania NMP, Bożego Narodzenia, pokłon psterzy i Wniebowzięcia NMP. Freski prezbiterium współgrają z dziełem Nayderfera poprzez zastosowanie analogicznych pigmentów, oraz ornamentyki rokokowej, zachowując mimo to impresjonistyczny styl, właściwy indywidualności artysty, szczególnie widoczny w cyklu maryjnym. W ten sposób zostały też artystycznie zrealizowane dwa programy – eucharystyczny i maryjny, wobec nagromadzenia treści niełatwe do odczytania przez odbiorcę.
Tymczasem okazało się, że freski ponownie niszczeją, atakowane przez wilgoć i grzyby i wymagają spiesznej konserwacji. Niewątpliwie stało się tak w konsekwencji naruszenia układu wodnego w wyniku niekompetentnie zaprojektowanych prac niwelacyjnych i innych inwestycji wykonanych w otoczeniu kolegiaty w latach trzydziestych XX w. W latach 2000–2004 Krystyna i Łukasz Stawowiakowie z Krakowa przeprowadzili ponowną konserwację fresków, koncentrując się na przebadaniu warsztatu Nayderefera, właściwym odczytaniu sposobu malowania i używanych przez artystę pigmentów. Przy okazji usunięto nawarstwienia konserwacji z lat 1948–1950, zaś w rekonstrukcjach przywrócono barokowy charakter malowidła Nayderfera. Freski zabłysły nowym blaskiem i w jakimś stopniu są znów gotowe pełnić funkcje, które wyznaczył im program biskupa Załuskiego, realizowany przez Duwalla.
*
W 1934 r. zakończono budowę eklektycznych naw bocznych według projektu architekta Zdzisława Mączeńskiego. Uzyskały one podzielone na trzy pola sklepienia kolebkowe, co nadaje im barokowy kształt harmonizujący z nawą główną. Okna okrągłe oszczędnie wykorzystują przestrzeń. Na wewnętrznych ścianach naw, w rogach przy prześwitach do nawy głównej, rozmieszczono wysokie na 1,2 m, snycerskie wolno stojące rzeźby członków kolegium apostolskiego, opatrzone stosowną polichromią, wykonane przez Wojciecha Samka z Bochni w 1902 r. W nawie północnej rozmieszczono s prześwitach 6 epitafiów rodziny Stadnickich, zebranych z różnych miejsc kolegiaty (7 podobnych epitafiów rodziny Dąmbskich znajduje się w kaplicy św. Józefa). Równie oszczędnie w 1954 r. Maciej Makarewicz wykonał polichromię nawiązującą do fresków Jana Nayderfera. Główną ich strukturę stanowią stacje Drogi Krzyżowej, po siedem w każdej nawie. Artysta nie skrępowany koniecznością naśladowania Jana Nayderfera, a tylko do jego dzieła nawiązujący, ujawnił tutaj nie tylko maestrię swego talentu, ale także upodobania artystyczne a w konsekwencji otrzymaliśmy nieprzeciętnej wartości polichromię, godną szerszego upowszechnienia.
Nową zakrystię zaprojektował Zdzisława Mączeńskiego. Na planie kwadratu zbudował architekt w 1936 r. niewielkie pomieszczenie, zasklepione kopułą z latarnią. Dwa okna prostokątne umieścił na dwóch ścianach. Aneksy powstałe w wyniku umieszczenia budowli w rogu między prezbiterium i kaplicą św. Józefa, stworzyły możliwość zbudowania dodatkowych pomieszczeń. Wnętrze zostało wyposażone w szafy i tym podobne urządzenia, co zapewnia zakrystii funkcjonalność. Polichromię zakrystii wykonał Maciej Makarewicz w 1953 r., umieszczając w podniebieniu kopuły obraz rozesłania przez Chrystusa apostołów. W tym sugestywnym przedstawieniu malarz wyraził swą artystyczną maestrię, ale także znalazł miejsce do wyakcentowania własnej indywidualności.
*
Wychodzimy z kolegiaty obszerną kruchtą, służącą raczej dla codziennych, duszpasterskich potrzeb. Zwraca jednak w niej uwagę pomnik, zaprojektowany przez Jacka Kucabę w r. 2005, na który składa się popiersie papieża Jana Pawła II w stroju pontyfikalnym, oraz inskrypcja, będąca cytatem z kazania papieskiego na uroczystościach kanonizacyjnych Kingi w Starym Sączu w 1999 r. Ów fragment kazania odnosi się do Wojnicza i do przyjazdu tu w 1239 r. młodej królewny węgierskiej.
W 1754 r. zbudowano kruchtę i nakryto ją łamanym dachem. Obok z dwóch stron zbudowano babińce, które rozebrano w 1930 r. wraz z kruchtą, gdyż myślano o budowie wieży, którą zaprojektował Zdzisław Mączeński. Jednak kolejni konserwatorzy nie wyrażali zgody na realizację projektu budowy wieży, jako niezgodnej z zamiarami budowniczych z 1752-1754 r., oraz nie spełniającej wymogów poprawności stylistycznej. Ostatecznie wyrażono zgodę na odbudowę kruchty, przymykając oko, iż projekt przygotowany przez architekta Antoniego Mazura, jest tak pomyślany, że może ona stanowić część przyszłej wieży i stąd użyto dachu namiotowego a nie łamanego, jak było pierwotnie. Budowlę wykonano w latach 1958–1960. Dziś stanowi ona dwie kondygnacje wieży, którą ostatecznie zbudowano w latach 1997-2001, nadając jej nowy kształt, bardziej konsekwentny stylistycznie. Projekt nowej wieży przygotował architekt Otto Schier z Tarnowa. Jest to budowla wysoka na 50 m, pięciokondygnacyjna z barokową banią, na której wznosi się dwukondygnacyjna latarnia, zwieńczona krzyżem.
Do wieży, a właściwie do kruchty wchodzimy przez wykonane w brązie drzwi, nawiązujące w swej koncepcji do drzwi z katedr w Gnieźnie i Płocku i umieszczone w portalu, wykonanym z piaskowca. Zaprojektował je i wykonał w 2005 r. Jacek Kucaba. Na prawym skrzydle drzwi umieszczona została w iluzjonistycznym obramieniu postać św. Kingi, a w glifie nad jej głową starszy herb Węgier, zaś z lewej w takimże obramieniu postać św. Jadwigi, a nad jej głową w glifie młodszy herb Węgier. Św. Kinga, przyszła małżonka Bolesława Wstydliwego, została bowiem przywieziona z Węgier do Wojnicza w 1239 r. a przyjazd jej stał się okazją do odbycia wiecu małopolskiego możnowładztwa i prawdopodobnie zawarcia z powodu niesprawnego do małżeństwa wieku matrimonium pro futuro, czyli złożenia uroczystego przyrzeczenia zawarcia kanonicznego małżeństwa. Św. Jadwiga zaś przebywała w Wojniczu w 1394 r., dokonując objazdu w celach kontrolnych swego państwa. Zapewne towarzyszył jej osobisty kapelan, Piotr z Wojnicza, a na grodzie podejmował ją ówczesny kasztelan wojnicki Jaśko z Tęczyna. Obok świętych dam umieszczono wyobrażenia ich mężów. Jak wiadomo mężem Kingi był Bolesław Wstydliwy, który niewątpliwie przed 1278 r. wyraził swą zgodę na nadanie wojnickiej osadzie praw miejskich (lokacja). Mężem Jadwigi był Władysław Jagiełło, który stworzył podwaliny pod powstanie wojnickiego starostwa niegrodowego, ustanawiając pierwszych tenutariuszy i który ponadto w 1388 r. przebywał w mieście.
Na wieży, obok zegarów z napisem WOJNICZ odmierzających czas dla czterech stron świata, zawieszono trzy dzwony tonacji H-mol z identycznymi bordiurami roślinnymi na koronach, wykonane w 1960 r. w odlewni Jana Felczyńskiego w Przemyślu. I tak dzwon wielki waży 720 kg, w tonacji Fis, nosi wyobrażenie św. Józefa, dzwon średni waży 444 kg, w tonacji H, ma wyobrażenie świętych patronów Polski – św. Wojciecha i św. Stanisława biskupa, dzwon mały waży 221 kg, w tonacji D, ozdobiony jest postacią świętego patrona parafii i miasta – św. Wawrzyńca.
*
Również wejścia do małych krucht naw bocznych zostały opatrzone podobnymi drzwiami, jak wejście do wieży, zaprojektowanymi i wykonanymi przez Jacka Kucabę w 2005 r. Nawa prawa otrzymała drzwi brązowe poświęcone św. Szczepanowi, nawa lewa ma drzwi z przedstawieniem męczeństwa św. Wawrzyńca. W tym samym czasie, w 2005 r., powstały drzwi do skarbca i starej zakrystii, umieszczone w przedsionku-wiatrołapie. Projektantem jest także Jacek Kucaba. Na drzwiach w owalu umieszczono popiersie Jana Duwalla prepozyta wojnickiego i realizatora rekonstrukcji kolegiaty, wzorowane na wyimaginowanym portrecie pierwszego biskupa nominata tarnowskiego, znajdującym się w Muzeum Diecezjalnym w Tarnowie.
*
Do prezbiterium, zważywszy właściwość stylistyczne architektury, już w trakcie odbudowy kolegiaty dobudowano Ogrojec. Jest to wnęka hemisferyczna, zakończona dachem łamanym nad kolistą arkadą. Rozmieszczone we wnęce figury Chrystusa i apostołów zdają się nosić znamiona właściwe dla sztuki ludowej (sygnatura i data odnoszą się do restauracji obiektu). W sumie mamy do czynienia z późnobarokową ekspozycją, zapewne o niewielkich walorach artystycznych, ale dobrze prezentującą ówczesny smak estetyczny.
Na jednej ze szkarp tuż za Ogrojcem umieszczono zegar słoneczny, jeszcze niedawno z wyobrażeniem św.Wawrzyńca, powstał on z początkiem XVII w.
Nieco dalej zbudowano w 1936 r. nową zakrystię, nakrytą kopułą z latarnią, pokrytą miedzią z fundacji testamentowej Bogumiły Stadnickiej. Architekturę budowli zaprojektował Zdzisław Mączeński i osiągnął właściwy dla jego projektów styl historyzujący – zakrystia przypomina swym kształtem kaplice rodowe, budowane w XVI i XVII w.
Ten sam architekt zaprojektował i w 1935 r. zbudował sygnaturkę z podwójną latarnią, krytą miedzią, także z fundacji Bogumiły Stadnickiej. Zastąpiła pseudogotycką sygnaturkę, zbudowaną pod koniec XIX w. Aczkolwiek sygnaturka jest notowana w źródłach od końca XVI w. in medio ecclesiae(pośrodku kościoła), to nic nie wiemy o jej kształtach, choć być może jakaś wieżyczka mieściła się na gotyckim murze szczytowym prezbiterium, tuż nad tęczą.
Kolegiata posiadała tak jak i dziś dach siodłowy, zawsze była kryta gontami, a w każdym razie takie dachy są poświadczone źródłami od końca XVI w. Oczywiście sprawiały one wiele kłopotów, ale dopilnowane, a na ogół tak się działo, stanowiły dostateczne zabezpieczenie świątyni. Dopiero w 1891 r. dowiadujemy się że została zakupiona w Niepołomicach dachówka. Zapis ten wyznacza czas, gdy kościół uzyskał dach pokryty dachówką. Jednak on dopiero zaczął sprawiać kłopoty, gdyż położono go na starą więźbę dachową, obliczoną przecież na lżejsze pokrycie. Po 1930 r. nowe segmenty dachów zaczęto budować z blachy miedzianej. Jednak dopiero w 2002 r. cały dach zbudowano z blachy miedzianej, odpowiednio spreparowanej do pełnienia swych funkcji.












