Obowiązek odbudowy kościoła ciążył na patronie, czyli na królu, chociaż miasto w obrębie wałów nie miało własnego kościoła farnego. Kiedy bowiem w latach 1239-1278 lokowano miasto na prawie średzkim nie wytyczono podeń miejsca, bo funkcje kościoła parafialnego dla nowego miasta pełnił kościół na grodzie, albo jakiś inny kościół, wzniesiony jeszcze w osadzie pod grodem, przed lokacją miasta. Około 1450 r. budową nowego kościoła zajmował się niewątpliwie ówczesny proboszcz Jan z Pniowa kanonik i archidiakon krakowski 1453-1461, związany z królem Kazimierzem Jagiellończykiem, który też dostarczył środków inwestycyjnych. Ambicje kleru krakowskiego, zwłaszcza biskupa Zbigniewa Oleśnickiego, oraz sytuacja wokół kościoła na grodzie wojnickim, skłaniały ku poszukiwaniu nowych rozwiązań organizacyjnych. Modelem takim była kolegiata z kapitułą. Że tak mogło być świadczą wręcz katedralne założenia nowego kościoła, niezwykłe dla kościołów nawet miejskich(długość prezbiterium 13 m, szerokość 7 m, wysokość 11,35 m, czteroprzęsłowe o trójbocznym zamknięciu), a zwłaszcza postanowienia dokumentu Kazimierza Jagiellończyka z 14 I 1460 r. porządkującego uposażenia beneficjów wojnickich i określającego obowiązki ich posiadaczy. Król decydował, że za zgodą patronów prebend fundacji rycerskiej, mogą być one wcielone do nowej struktury, jako dwie prałatury. Zatem powstała koncepcja, na zrealizowanie której brakło środków, ale podwaliny zostały założone.
W tej sytuacji biskup krakowski Jan Lutek z Brzezia 4 II 1465 r. erygował przy kościele wojnickim kolegium duchownych, składające się z prepozyta (prawo patronatu króla polskiego) i czterech mansjonarzy, zatem prepozyturę, ale także dwie prałatury (w wyniku błędów w sporządzaniu dokumentów prawo patronatu obu prałatur zostało zamienione): scholasterię (to prebenda Rozesłania Apostołów, stąd prawo patronatu winno należeć do dziedziców Więckowic) i kustodię (to prebenda Trójcy św., stąd prawo patronatu winno należeć do dziedziców Zamościa i Wielkiej Wsi), co przypomina instytucję kapituły kolegiackiej. W 1494 rzeźnicy wojniccy ufundowali altarię Dziesięciu Tysięcy Męczenników (eryguje ją kardynał Fryderyk Jagiellończyk biskup krakowski). W 1512 r. Łukasz z Wojnicza kantor tarnowski ufundował altarię Poczęcia Najsw. Marii Panny i św. Anny (eryguje ją biskup krakowski Jan Konarski). Pod koniec XVI w. powstała altaria św. Krzyża, patronatu wojnickiej rady miejskiej. W ten sposób liczba duchowieństwa wzrosła do dziesięciu osób, na czym zyskały nabożeństwa i oficjum, a tym samym w odbiorze postronnych, a niekiedy także w obrocie administracyjnym, kościół wojnicki był traktowany jako kolegiata. Nic też dziwnego, że w 1621 r. krakowski synod diecezjalny uznał ten stan za zgodny z prawem. Stało się tak zapewne nie bez zabiegów ze strony ówczesnego prepozyta Jana Kwaśnickiego (1618-1629). W 1663 r. ks. Jacek Śliwski pochodzący z Wojnicza fundował prałaturę dziekana (prawo patronatu kolegium jurystów Akademii Krakowskiej), oraz trzy kanonie fundi Śliwski I w 1666 r. (prawo patronatu kapituła wojnicka), Śliwski II w 1669 r. (prawo patronatu rada miejska w Żabnie) i Śliwski III w 1672 r. (prawo patronatu kapituła i rada miejska w Wojniczu), w 1686 r. scholastyk wojnicki Jerzy Sasakowicz, syn mieszczan tuchowskich, fundował kolejną kanonię (prawo patronatu rada miejska w Tuchowie), w 1694 r. ks. Wojciech Suchowicz pochodzący z Wojnicza fundował prałaturę kantora-primiceriusza (prawo patronatu oddał rektorowi Akademii Krakowskiej), w 1715 r. z masy spadkowej po ks. Jacku Śliwskim fundowano kanonię Śliwski IV (prawo patronatu prepozyt kapituły wojnickiej), w 1751 r. biskup krakowski Andrzej Stanisław Załuski fundował prałaturę archidiakona (prawo patronatu do biskupa krakowskiego), w tymże 1751 r. staraniem kapituły ufundowano kanonię kaznodziejską (prawo patronatu kapituła wojnicka), a w 1774 r. ks. Józef Wiernek ufundował prałaturę kancelariatu. W ten sposób ukształtowała się pełnokrwista kapituła kolegiacka. W 1674 r. erygowano bractwo różańcowe, które posiadało własnego kapelana, a w 1767 r. bractwo Trójcy św. z takimże kapelanem. Tak więc przy kolegiacie wojnickiej pod koniec jej istnienia funkcjonowało dwadzieścia dwa beneficja (faktycznie dwadzieścia, bo dwa zniesiono wcześniej). Kapituła i inne beneficja proste zostały rozwiązane w 1786 r. przez władze austriackie, a majątek beneficjalny wcielony do funduszu religijnego.
Kapituła staropolska to swoista grupa społeczna. W wojnickiej na 137 rozpoznanych jej członków, 75 (59,8%) to duchowni pochodzenia szlacheckiego, a 55 (40,1%) pochodzenia mieszczańskiego. Kler niższy zgromadzony wokół kolegiaty niemal w całości był pochodzenia mieszczańskiego. O takim stanie rzeczy decydował również fakt, że niektóre prebendy kanonickie były związane z prawem patronatu wykonywanym przez rady miejskie Wojnicza, Tuchowa czy Żabna. W ten sposób kapituła stawała się miejscem, gdzie spotykali się przedstawiciele tak różnych klas społecznych, a przede wszystkim instytucją, która wbrew ustawom antyplebejskim ograniczającym mieszczanom dostęp do wyższych stanowisk kościelnych nie respektowała ich, a przeciwnie można powiedzieć, że szeroko otwierała swe podwoje dla ludzi miejskich. W ten sposób instytucja kościelna stawała się za aprobatą swych władz miejscem, gdzie niwelowane były ówczesne nierówności społeczne, a tym samym stwarzała możliwość realizacji zarówno indywidualnych aspiracji życiowych, jak i wydobywać na powierzchnię codzienności ludzi zdolniejszych i ambitniejszych. Kapitułę wojnicką tworzyło 140 duchownych. Można się zastanawiać czy to dużo, czy mało, ale nie ma wątpliwości, że byli to ludzie czymś wyróżniający się spośród duchowieństwa diecezjalnego. Obok nich zaś gromadziło się i prowadziło działalność 141 duchownych niższej rangi. Zatem kolegiata potrafiła zorganizować działalność 281 duchownych (a są to przecież tylko ci, których znamy z imienia bądź z imienia i nazwiska). Aby zilustrować tylko jedną strefę życia publicznego warto odnotować, że 6 spośród członków kapituły to profesorowie Akademii Krakowskiej, 24 posiadało stopnie doktora, a 7 publikacje, głównie naukowe i stąd uchodzą za ważne postacie w historii polskiej teologii, będąc przedmiotem obserwacji badawczej. Kapituła poprzez swych członków odgrywała ważną rolę w diecezji (i nie tylko), skoro 16 kanoników wojnickich zasiadało w kapitułach katedralnych (7 w krakowskiej, 3 w płockiej, oraz po jednym w chełmskiej, kamienieckiej, kijowskiej, przemyskiej, warmińskiej i włocławskiej), a 26 w kapitułach kolegiackich (w tarnowskiej 7, nowosądeckiej 5, skalbmierskiej 3, po 2 w sandomierskiej i Wszystkich Świętych w Krakowie i po jednym w bobowskiej, brzozowskiej, krakowskiej św. Idziego, łęczyckiej, opatowskiej, warszawskiej i wiślickiej). Pracowali mniej lub bardziej intensywnie w 117 parafiach, a 17 pełniło funkcje dziekanów foralnych (w tym 10 wojnickich, 2 jasielskich, i po jednym mielecki, opatowiecki, pilzneński, proszowski i ropczycki). Funkcje oficjała pełniło 5 kanoników (w tym jeden generalnego tarnowskiego, oficjała foralnego nowosądeckiego 2 i po jednym pilzneńskiego i pileckiego) a jeden był notariuszem konsystorza krakowskiego. Jeden kanonik był sędzią synodalnym, a dwóch egzaminatorami prosynodalnymi. Wizytatorami biskupów krakowskich było 4 kanoników, w tym 2 jako archidiakoni wojniccy. Protonotariuszami (infułatami) było 2, natomiast notariuszami publicznymi 4. Dzięki takiemu układowi struktury kapituły wojnickiej tutejsze duchowieństwo miało dobrą orientację w sprawach Kościoła w Polsce a i wpływ jego na nie musiał być znaczący. Dla pełności obrazu odnotujmy, że 4 kanoników wojnickich pełniło funkcje sekretarzy królewskich, po jednym kapelana królewskiego, referendarza i kustosza skarbca koronnego (miejsce przechowywania najważniejszych dokumentów państwowych, insygniów królewskich np.). Dawało to możliwość uczestniczenia w sprawach państwa.
Od 1747 r. diecezją krakowską rządził biskup Andrzej Stanisław Kostka Załuski. Dnia 5 XI 1749 r. ukończył on wizytację kolegiaty wojnickiej. Dnia l XII 1751 r. erygował w kapitule wojnickiej prałaturę archidiakona i równocześnie utworzył archidiakonat wojnicki, składający się z dwóch dekanatów wojnickiego i lipnickiego (w 1765 r. biskup krakowski Kajetan Ignacy Sołtyk powiększy go o cztery dalsze dekanaty biecki, bobowski, jasielski i żmigrodzki). Jak ustalił Stanisław Litak archidiakonat obejmował swym zasięgiem 4054 km², 103 kościoły parafialne i 122 filialne. Na dwnaście tego rodzaju jednostek organizacyjnych diecezji krakowskiej Wojnicz zajął czwarte miejsce, po Krakowie, Lublinie i Nowym Sączu.
Nowy gotycki kościół zbudowano już nie na grodzie, ale na podgrodziu, na jego północnej części, łatwiej dostępnej z miasta, ale też jak się zdaje na terenie wczesnośredniowiecznego cmentarza, sięgającego jeszcze czasów pogańskich. W 1687 r. wizytujący kolegiatę delegaci biskupa stwierdzili, że jej lokalizacja i uposażenie powstało na gruncie stosowania prawa poświątnego, które to określenie w ówczesnej doktrynie prawnej oznaczało, że powstało w wyniku przejęcia uposażenia kultu pogańskiego. Być może jest to dalekie echo owej cmentarnej proweniencji miejsca. Obowiązek odbudowy kościoła wojnickiego spoczywał na królu. Nie można jednak wyłączyć udziału okolicznego rycerstwa. Jaki był udział mieszczan wojnickich – trudno odpowiedzieć, ale nie sposób go odrzucać. Niemniej dominującą rolę odegrały bez wątpienia środki dostarczone przez króla. Wykonawcą woli królewskiej zapewne był Jan z Pniowa (Pniowski) herbu Awdaniec, archidiakon krakowski, w latach 1453-1461 potwierdzony jako pleban wojnicki.
Gotycki kościół wojnicki nie doczekał się dotąd zainteresowania historyków sztuki. Jedynie Józef Frazik zinwentaryzował interesujące sklepienie w prezbiterium. Była to budowla jednonawowa, z wydłużonym prezbiterium i przyległą od północy obszerną zakrystią i skarbcem, nakrytymi sklepieniami krzyżowymi. Prezbiterium długie 13 m, szerokie 7 m, wysokie 11,35 m, czteroprzęsłowe o trójbocznym zamknięciu, nakryte sklepieniem z żebrowaniem uporządkowanym w systemie sieciowym, sięgającym w głąb tradycji europejskiej architektury, co zdaje się dobrze świadczyć o budowniczym, zaangażowanym przez Jana z Pniowa Nawa szeroka na 10 m a długa na 24 m, jak wynika ze źródeł, nie miała sklepienia murowanego, ale drewniany strop i stąd wolno się dziś jedynie domyślać, że jej mury zostały wtopione w budowlę z XVIII w., która dzisiaj jest pięcioprzęsłowa. Ów drewniany strop zapewne sięgał niewiele ponad wysokość przesklepienia tęczy i był pokryty freskami. Okna gotyckie, ostrołukowe, zachowały się w prezbiterium. Jest ich sześć, ale tylko trzy są używane do dziś, zaś trzy, na zamknięciu absydy, zostały zasklepione. Zarysy gotyckich okien zachowano tak na zewnątrz, jak i wewnątrz. Rytm okien w nawie pozwalają odczytać na zewnątrz budowli skarpy, spośród których dwie ostatnie od zachodu są ustawione na skos, co dowodzi, że gotycki kościół nie miał wieży, ale mniej lub bardziej ozdobną ścianę szczytową. Dodajmy, że między skarpami źródła odnotowały soboty, w których wierni mogli oczekiwać na otwarcie kolegiaty. Nad tęczą na dachu, być może w oparciu o mur szczytowy, zbudowany był sygnar (sygnaturka) z odpowiednim dzwonem. Od południa w 1512 r. dobudowana została z fundacji Barbary i jej syna Michała Kulchanów kaplica św. Anny, a od północy w 1685 r. z fundacji dziekanów wojnickich Jana i Stanisława Janaszowiców kaplica Najśw. Marii Panny.
W gotyckiej kolegiacie (wraz z kaplicami) wzniesiono dwanaście ołtarzy z fundacji duchowieństwa, ale przede wszystkim mieszczan wojnickich. Opiekę nad poszczególnymi ołtarzami roztaczały bractwa rzemieślnicze rzeźników (przywileje uzyskali od kardynała Zbigniewa Oleśnickiego), szewców (pierwsze przywileje uzyskali od kardynała Fryderyka Jagiellończyka), krawców, kowali, garncarzy, kołodziejów, piekarzy, piwowarów, miodosytników, funkcjonujące obok bractw ogólnoparafialnych, takich jak bractwo ubogich św. Anny (wspierające potrzebujących pomocy), św. Krzyża, Bożego Ciała (1548 r.), czy literackie (gromadzące tych, którzy umieli czytać modlitwy). W 1674 r. erygowano bractwo różańcowe, a w 1767 r. bractwo Trójcy św. Bractwami tymi opiekowali się duchowni dobierani spośród mansjonarzy, ale niekiedy mieli oni oddzielne beneficja (tak było z bractwem św. Anny, św. Krzyża czy różańcowym), powiększając tym samym liczbę duchownych przy kolegiacie. Mieszczanie, którzy traktowali kolegiatę jako swój kościół farny obdarowywali ją bogatymi utensyliami, niejednokrotnie zachowanymi do dzisiaj, odnajdowane także w Muzeum Diecezjalnym w Tarnowie. Marian Sokołowski datuje wojnicką monstrancję na koniec XV w., charakteryzując ją poprzez wydobycie cech gotyku krakowskiego i wileńskiego, ale przecież ta monstrancja w 1613 r. została „pozłocona i powiększona” (inaurata et amplificata) przez Andrzeja Markowica kustosza, syna mieszczan wojnickich. Z 1645 r. pochodzi wspaniała barokowa puszka na hostie, fundowana przez Stanisława Włodykę altarystę św. Anny, syna mieszczan wojnickich. Zwraca uwagę cynowa chrzcielnica, z charakterystycznymi dla połowy XV w. wałkami, prosta, ale szlachetna w swych kształtach. Kolegiata była równie zasobna w inne utensylia, które wynikały z potrzeb liturgicznych, oraz dewocyjnych. Wymagają one jednak dalszych badań i pełniejszego rozeznania. W latach 1781-1785 Austriacy z kolegiaty zabrali 61 grzywien srebra uzyskanego z przetopienia np. 9 kielichów mszalnych i 7 paten, 6 lichtarzy, licznych wotów, sukienek na obrazy itp. W sumie uzyskano srebro wartości 2511 złp., co świadczy o zasobności skarbca kolegiackiego, którego przecież nie ograbiono do końca.
W kolegiacie grzebano zmarłych duchownych, niekiedy okolicznych rycerzy i ważniejszych mieszczan, zwłaszcza w grobowcach kaplicy fundowanej przez Janaszowiców. Dziś nie znamy dobrze tych pochówków a zachowała się informacja tylko o jednym nagrobku i epitafium – Adama Ocieskiego podkomorzego krakowskiego z 1566 r.
Tymczasem w nocy 23 III 1752 r. kolegiata spłonęła. Pożar pochłonął wszystko, co było w kolegiacie drewniane, a zatem także strop w nawie i dachy. Nienaruszone zostało tylko to, co znajdowało się w skarbcu, aczkolwiek inwentarz rzeczy ocałałych wcale nie jest zamknięty, tyle tylko że trzeba go mozolnie odtworzyć. Kapituła, na której teraz ciążyła troska o kościół, bezzwłocznie przystąpiła do prac nad odbudową, obracając na ten cel trzyletnie dochody swych członków, ale inspiratorem i pomysłodawcą tych prac niewątpliwie był biskup Andrzej Stanisław Załuski. W 1754 r. przeznaczył na ten cel 3000 złp oraz zapewnił drzewo z lasów i żelazo z hut biskupich. Równocześnie za jego zgodą kapituła oddała na odbudowę 2000 złp, uzyskane w wyniku likwidacji niektórych legatów. Pozwoliło to Mariannie Banackiej uznać biskupa za mecenasa odbudowanej kolegiaty. Ale wiemy także, że kapituła słała listy za biskupem do Warszawy, niewątpliwie nie tylko dziękując mu za hojne dary, ale także informując o postępach prac nad odbudową kolegiaty. W tymże 1754 r. archidiakon Stanisław Cetnarski, protegowany biskupa, niewątpliwie w porozumieniu z nim, fundował wielki ołtarz z ukrzyżowanym Chrystusem, co dowodzi, że już wtedy rozpoczęto prace nad wystrojem kolegiaty, skoro już wówczas dźwignięto mury. Znamy także list biskupa do Marcina Witkiewicza rajcy wojnickiego z 2 XI 1757 r., a więc już po introdukcji Jana Duwalla na prepozyturę wojnicką (l X 1757 r.). Biskup dziękował rajcy za przeznaczenie 1000 złp na dalsze prace wokół kolegiaty i zapewniał go, że decyzja taka przyniesie korzyści, chociaż pieniądze te pierwotnie były przeznaczone na zaopatrzenie w światło zbudowanego przezeń nowego ołtarza w kaplicy Janaszowskiej, Najśw. Marii Panny Niepokalanie Poczętej, a którego opiekę rajca przekazał rzemieślnikom wojnickim.
Zatem w 1757 r. biskup Załuski nadal żywo był zainteresowany pracami w kolegiacie i co więcej, zważywszy przebieg nominacji Duwalla na prepozyturę (wszystkie nieodzowne dokumenty, łącznie z królewską prezentą, zostały wystawione w jednym dniu), miała ona zapewnić kontynuatora i wykonawcę myśli biskupa w tej mierze. Obu duchownych łączyły szczególne związki, skoro biskup Załuski właśnie Duwallowi zlecił ostateczne przygotowanie swojego testamentu. Po pożarze wszystkie nabożeństwa przeniesiono do kościoła św. Leonarda, łącznie z pochówkami, aby w trakcie 1759 r. powrócić na dawne miejsce, co dowodzi, że kolegiata mogła już w pełni funkcjonować. Już po śmierci biskupa, w 1767 r. krakowski malarz Jan Nayderfer maluje, uwzględniając wytyczne Duwalla, freski, a 20 V 1773 r. dochodzi do manifestacyjnej konsekracji kolegiaty z udziałem trzech biskupów: krakowski Ignacy Kajetan Sołtyk, jego sufragan Franciszek Potkański i biskup smoleński Gabriel Wodzyński, sumę konsekracyjną odprawiał z użyciem pontyfikaliów prepozyt-infułat tarnowski Marcin Świejkowski.
Jeśli zestawić wszystkie zabiegi inwestycyjne przy odbudowie kolegiaty i sposób ich wykonywania, bez trudu stwierdzamy, że to biskup Załuski miał program przedstawienia w kolegiacie nieba (aniołkowie, putta np.), ale wypełnionego przez polskich świętych (cztery ołtarze w nawie, plafony fresków), zatem swoisty monument dumy narodowej. Stąd zlecenie na odbudowę korpusu murów, wydaje się, otrzymał Francesco Placidi, który był używany przez biskupa do projektowania i nadzorowania inwestycji w samym Krakowie, ale także w jego okolicach. W 1749 r. wykonywał jakieś prace przy restauracji kolegiaty w Nowym Sączu. Także zaprojektowany przezeń kościół w Morawicy koło Krakowa, zbudowany w latach 1743-1748 zdaje się mieć wiele wątków wspólnych z kolegiatą wojnicką. W czasie odbudowy kolegiaty głównym zajęciem Placidiego była barokizacja katedry wawelskiej. Jasna i klarowna architektura kolegiaty, szczególnie nawy i kaplic, nie naruszając dobrze zachowanych partii gotyckiego prezbiterium, odpowiada temu co się działo w katedrze krakowskiej. Przypomnijmy, odbudowa kolegiaty została ukończona w 1754 r. i w efekcie powstała pięcioprzęsłowa nawa, podzielona wewnątrz barokowymi pilastrami, gzymsem i wnękami, ze sklepieniem kolebkowym z lunetami. Chór muzyczny wsparty został na trzech arkadach. Zwróćmy uwagę, że na barokowych ścianach nawy znalazło się miejsce na sześć wnęk. W dwóch z nich umieszczono ambonę i chrzcielnicę, zaś w czterech kilka lat później ołtarze świętych polskich, z prawej strony św. Stanisława biskupa i św. Kazimierza, z lewej św. Wojciecha i św. Jana Kantego. Pojawienie się architektury owych wnęk w trakcie odbudowy i późniejsze ich wypełnienie takimi ołtarzami dowodzi, że już w tym czasie Załuski miał gotowy program, realizujący ideę miejsca, memoriału, gdzie przechowuje się pamięć o narodowej przeszłości. Dopełnieniem tak eksponowanego programu były freski Nayderfera, przede wszystkie te w nawie, gdzie na plafonach obok patrona kolegiaty św. Wawrzyńca, występuje św. Jacek, oraz źle zrekonstruowany dzisiaj plafon, przedstawiający rzekomo św. Jana Kantego, pierwotnie bez wątpienia poświęcony św. Stanisławowi Kostce. Zauważmy, że program memoriału ogranicza się do nawy. Natomiast prezbiterium zachowało swą autonomię, chociaż stanął tam ołtarz z fundacji Stanisława Cetnarskiego, z motywem ukrzyżowania, niejednokrotnie pojawiającym się w inicjatywach artystycznych Załuskiego, co więcej na tęczy zachowano dwa dawne ołtarze Matki Boskiej Pocieszenia i Św. Trójcy, modernizując jedynie ich architekturę. Również swoistą autonomię zachowała południowa kaplica z ołtarzem św. Józefa, a już szczególnie kaplica Janaszowska, oddzielona od nawy kratą i z trzema ołtarzami fundacji rajcy Marcina Witkiewicza: Matki Boskiej Niepokalanie Poczętej oraz dwa mniejsze św. Franciszka i św. Anny. Jest rzeczą wymowną, że wszystkie ołtarze w kolegiacie otrzymały jednakową formę architektoniczną, za wyjątkiem wielkiego ołtarza, co wskazuje na wspólne w czasie wykonanie i późniejsze niż fundacja Cetnarskiego. Stąd wiążemy je z osobą Jana Duwalla, a więc po 1757 r.
Sytuacja ta każe stawiać pytanie, kto jest autorem obrazów w kolegiacie wojnickiej, w pierwszym rzędzie owych czterech, przedstawiających świętych polskich. Nie były one nigdy przedmiotem analitycznego zainteresowania historyków sztuki, ani badań formalnych, a prace konserwatorskie były prowadzone nie w pełni profesjonalnie. Ale w literaturze peryferyjnej wskazuje się na Tadeusza Kuntzego (Konicza), przy czym formułujący to twierdzenie odwołują się do faktu, iż takie same obrazy znajdują się w katedrze krakowskiej. Żaden bowiem obraz wojnicki nie jest sygnowany przez autora, ani także inne źródła nie wskazują na niego. Jedną z cech charakterystycznych twórczości Kuntzego (Konicza) to niezwykle częste powracanie do już powstałych obrazów przez wykonanie replik czy kopii autorskich, co w konsekwencji sprawia, że niemal każdy jego polski obraz znany jest w paru egzemplarzach, a problem dotąd pozostaje nieuporządkowany, mimo że podejmował go Andrzej Ryszkiewicz. Przysparza to wiele trudności warsztatowych i nie zachęca do podejmowania problemu. Istotnie, w katedrze krakowskiej zachowały się dobrze potwierdzone sygnaturami obrazy Kuntzego (Konicza) Męczeństwo św. Wojciecha (1754 r.), Św. Kazimierz (1754 r.) i Św. Jan Kanty (datowany na około 1767 r., dziś w Prałatówce na Wawelu), ale z wojnickimi wiąże je tylko temat, niekiedy nawet wspólne szczegóły ikonograficzne (zwłaszcza w przypadku obrazu św. Kazimierza – tzw. przedstawienie kontuszowe świętego). Wojnickiego Jana Kantego nie przedstawia się jako cudotwórcę, lecz jako jałmużnika. Obraz Niepokalanie Poczętej Najśw. Marii Panny w kaplicy pod tymże wezwaniem jest identyczny z takimże obrazem, przypisywanym Kuntzemu (Koniczowi), datowanym na około 1758 r., kiedyś w ołtarzu przy tęczy tamtejszego kościoła, dzisiaj w korytarzu klasztoru karmelitów trzewiczkowych na Piasku w Krakowie, gdzie Wacłw Morawiecki syn rajcy wojnickiego, równie aktywnego przy odbudowie kolegiaty, był wówczas zakonnikiem. W ołtarzu w kaplicy św. Józefa znajduje się obraz św. Józefa opiekującego się Dzieciątkiem, który przypisuje się Tadeuszowi Kuntzemu (Koniczowi). Analogiczny znajduje się w katedrze krakowskiej, choć bez sygnatury, uważany za dzieło tegoż malarza, powstał w latach 1754-1756. Natomiast obrazy św. Wojciecha i św. Stanisława biskupa w Kijach, przypisane przez historyków sztuki Tadeuszowi Kuntzemu (Koniczowi), są identyczne z wojnickimi. Przypomnijmy, że w 1757 r. prawdopodobnie ukończono budowę ołtarzy, a w 1759 r. kolegiata już normalnie funkcjonuje, zatem i ołtarze w nawie i kaplicach musiały być ukończone w tym czasie. Charakterystyczne jest także umieszczenie w programie wojnickim przedstawienie Jana Kantego, którego kanonizacja miała miejsce dopiero w 1767 r. Jeśli jednak zna się tragiczny wręcz przebieg procesu kanonizacji krakowskiego uczonego i zabiegi wokół niej biskupa Załuskiego, nie trudno będzie odgadnąć, że biskupowi chodziło o tworzenie kultu świętego jako dowodu kanonizacyjnego. Stąd też należy ostrożnie traktować datację obrazów Kuntzego (Konicza), opartą właśnie o datę kanonizacji (zwłaszcza ów w Prałatówce wawelskiej); nie wydaje się także możliwe wobec wydarzeń z 1758 i 1759 r. i konfliktu z biskupem Kajetanem Ignacym Sołtykiem, aby Kraków po nich zamawiał cokolwiek u Kuntzego (Konicza), a on aby takie zamówienia przyjmował.
Ale istnieją i inne pośrednie dowody, że autorem wojnickich obrazów jest Tadeusz Kuntze (Konicz). Oto zarówno Tadeusz Kuntze (Konicz), jak i Jan Duwall w tym samym czasie, jako stypendyści biskupa Andrzeja Załuskiego, studiują w Rzymie, pierwszy malarstwo, drugi prawo. Duwall wrócił do Krakowa już w 1753 r. (od roku już był scholastykiem wojnickim), zaś Kuntze (Konicz) dopiero w 1757 r. Nie ulega wątpliwości, że między oboma stypendystami została zadzierzgnięta jakaś nić, może nawet przyjaźni. Niemniej Kuntze (Konicz) już od 1754 r. przysyłał do Krakowa zamówione przez biskupa Załuskiego dzieła o tematyce religijnej. Jeśli zatem biskup Załuski tak uparcie zmierzał do realizacji owego wojnickiego memoriału pamięci narodowej, a wsparcie znalazł w osobie Duwalla, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby założyć, że do realizacji swych celów użyli oni protegowanego malarza Kuntzego (Konicza). W ten sposób obrazy wojnickie nabierają innej wymowy w kontekście z obrazami krakowskimi, które powstały w latach około 1754-1757, a autorstwo Kuntzego (Konicza) staje się wysoceprawdopodobne.
*
Obok kolegiaty nieprzerwanie funkcjonowała bardzo ważna instytucja, kierowana przez Kościół a służąca w gruncie rzeczy mieszczanom. Była to szkoła. Swymi początkami sięgała czasów kościoła grodowego, w konsekwencji wśród pierwszych studentów akademii krakowskiej w 1400 r. znajdujemy wojniczanina Wojciecha syna Dominika, choć pierwszy znany nauczyciel, rektor Stanisław, pojawił się dopiero w 1439 r. Ważnym wydarzeniem dla wojnickiej szkoły było podporządkowanie jej w 1465 r. scholastykowi. Seria wykształconych prepozytów (Jan z Pniowa kilkakrtotny rektor akademii krkowskiej, magister Maciej z Buska, Michał z Bystrzykowa Parsyski profesor i rektor akademii krakowskiej, a później Andrzej Chrościński czy Jan Kwaśnicki i wielu innych, aż po Jana Duwalla) powodowała, że o poziom szkoły miał kto dbać. Nie bez znaczenia była także wcale zasobna biblioteka kolegiacka, do której altarysta Dziesięciu Tysięcy Męczenników Jan Marchocki w 1497 r. oddał 17 kodeksów czyli rękopiśmiennych książek. Biblioteka kapitulna, dziś rozbita, posiadała ważny księgozbiór, chociaż teologiczny, a więc przeznaczony przede wszystkim dla duchowieństwa. W 1674 r. dziekan kapituły Jan Janaszowic, pochodzący z Wojnicza, w domu dziekańskim na Zawalu, założył bibliotekę, na którą składał się jego księgozbiór, opracował regulamin, a nawet pozostawił wzór rewersu dla wypożyczeń. W sumie tworzyło to otoczkę korzystną dla szkoły.
Szkoła ta musiała dawać niezłe rudymenty wiedzy, skoro coraz częściej źródła notują duchownych pochodzących z Wojnicza, nauczycieli szkół miejskich i wiejskich, pisarzy itp. Dość wymienić tu Marcina z Wojnicza w latach 1448-1449 dziekana wydziału Akademii Krakowskiej, Jana Wierznika z Wojnicza, bernardyna uznanego za świątobliwego (†1469), Michała z Wojnicza profesora astronomii na akademii (†1573), dominikanów Ambrożego z Wojnicza (1627) i Bartłomieja Jaworskiego (1629) czy Stanisława Janaszowica profesora prawa w akademii (†1676), aby sobie wyrobić zdanie o poziomie szkoły wojnickiej. To w tym środowisku na przełomie XV i XVI w., tu w Wojniczu w kręgu szkoły, powstała Satyra o leniwych chłopach, która wyznacza początki literatury w języku polskim. Szczególnym znakiem dobrego poziomu nauczania jest liczba studentów Akademii Krakowskiej, pochodzących z Wojnicza. Pomocą dla studiujących w Krakowie miało być stypendium (burkaria) ustanowione przez Sebastiana ze Staniszyna Radiciusa (Korzenia), najpierw pisarza miejskiego, a w latach 1573-1595 altarystę Dziesięciu Tysięcy Męczenników. Stypendium oparte było o dochody z roli, zwanej Studencką, administrowaną przez radę miejską.
*
Na dawnym lekko widocznym wale podgrodzia, stoi dzwonnica, która zawsze łączyła kolegiatę z miastem i to nie tylko dlatego, że u jej stóp rozpoczynał się pomost nad rzeką Stradomką, prowadzący do wału miejskiego. Pierwsze wzmianki o dzwonnicy pochodzą z XVI w., o czym świadczą odręczne napisy na belkach budowli, wykonane mazią używaną do smarowania łożysk dzwonów. Stąd wszystkie interpretacje oparte niekiedy o rzekomą rekonstrukcję budowli, należy odłożyć. Wzmianki o dzwonnikach pojawiają się zaś poczynając od 1465 r., a w początkach XVI w. wiemy, że było ich na dzwonnicy dwóch. Odkąd powstała kolegiata równocześnie pełnili oni obowiązki zakrystianów i z tego powodu przebywali przy kolegiacie całą dobę, dysponując specjalną izbą, przybudowaną jak się zdaje do starej zakrystii. Do obowiązków dzwonników należała przede wszystkim obsługa dzwonów, najpierw trzech, od początków XVII w. czterech. A dzwonili kilkakrotnie w ciągu dnia, sygnalizując w ten sposób tok nabożeństw w kolegiacie, przede wszystkim officium divinum, ale także nabożeństwa fundacyjne, wotywy miejskie i specjalne uroczystości, jak np. introdukcję nowych kanoników. Długo utrzymywał się zwyczaj dzwonienia wieczorem dnia, w którym zmarł mieszczanin. Oczywiście dzwonnicy byli specjalnie wynagradzani i to jak się zdaje dość sowicie, ale też musieli oni znać skomplikowane zasady rachowania czasu, prowadzić regesty różnego rodzaju np. Niewątpliwie wiedzy specjalistycznej wymagała także obsługa nabożeństw odprawianych w kolegiacie np. ceremonii liturgicznych.
Wartość zabytkowa dzwonnicy to nie tylko to, że jest to konstrukcja drewniana, do dziś pokryta czterospadowym dachem z gontów. Jest to przede wszystkim niedoceniony zabytek budownictwa średniowiecznego. Dzwonnica ma bowiem konstrukcję opartą o słup, zwany królem i cały system belkowań bez użycia gwoździ, z nadwieszoną izbicą i dachem namiotowym, a to pozwala poznawać i podziwiać kunszt inżynierskiej roboty minionych wieków. Nie tylko dzwony były przedmiotem troski kanoników, także sama dzwonnica przysparzała im wiele kłopotów. Co najmniej dwukrotnie kapituła wykonywała wielki remont dzwonnicy: pierwszy raz początkiem XVII w. i drugi raz w drugiej połowie XVIII w., tym razem z inicjatywy Jana Duwalla, mimo, że kanonicy, a zwłaszcza prepozyci, byli wielokrotnie wzywani przez biskupów do zainteresowania się i naprawą często niszczejącej budowli. Około 1887 i 1905 r. była dwukrotnie mniej lub bardziej gruntownie restaurowana. Wielka zaś konserwacja została przeprowadzona w 2007 r. i uznać ją należy za najlepiej przygotowaną i wykonaną. Drobne remonty były także przeprowadzane np. przy okazji wymiany dzwonów.
Na dzwonnicy oczywiście znajdowały się dzwony. Choć o dzwonnikach mamy wiadomości poczynając od 1465 r., to o dzwonach źródła informują stosunkowo późno. Ich istnienie bezpośrednio jest potwierdzone po raz pierwszy w 1597 r. – jest ich trzy i sygnar (sygnaturka). Taki sam stan rzeczy utrzymuje się w 1602 r., a w 1614 wyróżnia się wielki dzwon, w który należy dzwonić, by mieszczan zwoływać na wotywę miejską. Ale już w 1618 r. są cztery dzwony i sygnar. W 1725 r. jest dzwon duży, który można uruchamiać ale ostrożnie, oraz dwa dzwony małe i jeden spalony(?). Ów dzwon duży był wspomniany już w 1663 r. a w czasie wizytacji w 1749 r. zaleca się wzmocnić go obręczami. W 1745 r. mieszczanin Marcin Morawicki za zgodą rady miejskiej własnym sumptem przelał stary dzwon od zegara z ratusza wraz z rozbitym dzwonem z kolegiaty i ufundował w ten sposób nowy dzwon, nazwany imieniem św. Józefa. W 1780 r. sprawił dwa nowe dzwony prepozyt Jan Duwall, który nadał im imiona Wawrzyniec i Jan Chrzciciel. Te dzwony, cztery, zostały zabrane przez wojskowe władze austriackie w 1915 r. Nowe dzwony, już trzy, sprawiono w 1924 r., ale i te w 1942 r. zostały zabrane przez okupantów niemieckich. Dzwony już nigdy nie powróciły na dzwonnicę, zwłaszcza wobec wybudowania wieży.